AC/DC „Rock or Bust”

AC/DC słucham od dziecka, od czasów, gdy koszulkę tego zespołu miało się wtedy, gdy mama pozwoliła wykonać na jednej z nich naprasowankę. A w zasadzie nie tyle pozwoliła, co naprasowała, bo ośmiolatkowi żelazka do ręki raczej się nie dawało. Naprasowanka z charakterystycznymi literami ACDC, przedzielonymi błyskawicą (powszechnie znaną jako „piorun”), była jedną z dwóch, jakie w można było kupić. Drugim dostępnym wzorem było, nie mniej charakterystyczne, logo Iron Maiden. Być może to stąd wzięła się ogromna popularność tych dwóch zespołów w Polsce.

Pierwszym albumem AC/DC, jaki w życiu usłyszałem, był „Back In Black”. Płyta ze wszech miar genialna. Wokal, gitary, brzmienie. W czasach niezbyt dostępnej wiedzy na temat wykonawców nie wiedziałem nawet jak wygląda okładka tej płyty. Zatem dla mnie najbardziej naturalnym wokalistą AC/DC był Brian Johnson. Gdy usłyszałem Bonna Scota po raz pierwszy, stwierdziłem, że mi się nie podoba, ale to uczucie z czasem zmieniło się w uwielbienie.

Myślę, że większość podpisze się pod stwierdzeniem, że dwie sąsiadujące ze sobą w dyskografii płyty, „Highway To Hell” i „Back In Black”, są szczytowym osiągnięciem zespołu. Krytycy Australijczyków twierdzą, że grają ciągle ten sam utwór. I zasadniczo można się z tym zgodzić. Odrębną kwestią jest to, czy to się komuś podoba, czy nie. Zwolenników będzie tyle samo, co przeciwników. Zaliczanie się do pierwszej kategorii nie powoduje jednak, że na twórczość AC/DC nie można spojrzeć krytycznie. Bo zwyczajnie wśród ich płyt każdy będzie miał te bardziej i mniej ulubione.

A jaka jest nowa płyta? Chyba taka, jakiej fan mógł oczekiwać. Bo oczekując na kolejną  płytę AC/DC wymagania są w zasadzie takie same. Czekamy na niosące riffy Malcolma, ogniste solówki Angusa, doprawione skrzeczeniem Briana. To wszystko jest na „Rock or Bust”. I naprawdę szkoda czasu na rozpisywanie się o poszczególnych utworach. Zajmie to więcej czasu, niż wysłuchanie płyty, którą szczerze i gorąco polecam. Ale tylko fanom, bo jeśli kogoś rozśmiesza AC/DC, jak mnie twórczość naszego Dżemu, to raczej brak na tej nowej płycie elementów, które pozwolą to zapatrywanie zmienić.

Słyszę na tej płycie wiele dźwięków, które przywołują na myśl klasyczne już dokonania AC/DC, ale traktuję to wyłącznie jako jej atut.

Ocena: 8/10