Coldplay „Ghost Stories Live 2014”

O tym, że uwielbiam płyty koncertowe już wspominałem. Będę pewnie wspominał jeszcze niejednokrotnie. Tym bardziej ich pożądam, im lepszą wykonawca wydaje płytę studyjną. Zawsze ciekawi mnie, jak nowe utwory sprawdzą się w wersjach koncertowych, czy na żywo muzyka odwzorowana będzie dokładnie, czy też wprowadzone zostaną do utworów jakieś zmiany. Od razu powiem, że jestem zwolennikiem lekkiego kombinowania w wykonaniach live, lubię też improwizacje. Szczególnie dotyczy to utworów, które w repertuarze wykonawcy mają od wielu lat i podstawowe wersje są już ograne i dobrze znane.

Z pewnym niepokojem jednak przyjąłem informację o tym, że Coldplay wydaje płytę zatytułowaną „Ghost Stories Live 2014”. Niepokój ten wzbudził po pierwsze fakt, że ledwie dwa lata temu Coldplay wypuścił płytę „Live 2012”, dokumentującą najbardziej rozbuchaną trasę koncertową w historii zespołu, promującą niestety najsłabszą, aczkolwiek niesamowicie popularną, płytę „Mylo Xyloto”. Drugim powodem do niepokoju była tracklista zapowiadanego wydawnictwa. Pokrywa się ona bowiem dokładnie z utworami, jakie znalazły się na wydanej niedawno ostatniej studyjnej płycie „Ghost Stories”.

Po kilkukrotnym wysłuchaniu „Ghost Storis Live 2014” jedyna rada, jaką mógłbym dać potencjalnym jej nabywcom brzmiałaby: nie kupujcie jej! Ta płyta to najbardziej jaskrawy przykład sięgania wykonawcy (i wydawcy?) do kieszeni fanów. Poza oklaskami, album ten nie różni się w warstwie dźwiękowej niczym od studyjnego pierwowzoru. Po co zatem wydawnictwo to ujrzało światło dzienne?

Podpowiedzią może być wspomnienie podobnego wydawnictwa z dyskografii Depeche Mode. Płyta „Songs of Faith and Devotion” została wydana także w wersji koncertowej. Jak można przeczytać w książce Johnathan’a Miller’a „Obnażeni”, manewr ten miał zapewnić płycie dłuższy pobyt na listach przebojów, bo, dzięki identycznemu układowi utworów, wydawnictwo było traktowane jako tożsame z wcześniejszą płytą studyjną. Trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z podobnym zabiegiem w przypadku najnowszej płyty Coldplay.

Między Coldplay dziś i Depeche Mode z tamtego okresu zachodzi jeszcze jedna analogia. „Ghost Stories” i „Songs of Faith and Devotion” to świetne albumy, sprzedające się jednak gorzej, niż poprzednie płyty. Czy jednak konieczne jest wydawanie tego rodzaju płyt koncertowych, w sytuacji, gdy nie wnoszą one niczego nowego do prezentowanego materiału?

Z oceną „Ghost Stories Live 2014” jest jeden podstawowy problem. Piosenki zaprezentowane na tej płycie, zarejestrowane na różnych koncertach, pochodzą ze znakomitego „Ghost Stories”. Dając tej nowej płycie najniższą z możliwych ocenę, nie zapominam, że „Ghost Stories” należy się ocena najwyższa z możliwych. Po prostu koncertowa kopia tej płyty nie powinna się w ogóle ukazać.

Ocena: 1/10