Sztywny Pal Azji – Spiżarnia, Legnica, 17.10.2015

Przyznam szczerze, że z muzyką Sztywnego Pala Azji nie miałem kontaktu od końca lat osiemdziesiątych. Doskonale jednak pamiętam kiedy dostałem w prezencie kupioną w Krakowie kasetę z wydanym wówczas albumem „Europa i Azja”. Na człowieku wkraczającym w wiek nastoletni muzyka z płyty, podobnie jak teksty, robiły spore wrażenie. Na liście przebojów Programu Trzeciego Polskiego Radia wysokie miejsca zajęły „Nieprzemakalni”, „Kurort”, „Spotkanie z…” i, przede wszystkim, „Wieża radości, wieża samotności”, stając się jednym z przebojów wszech czasów, wręcz hymnem pokolenia. Ale później Sztywny Pal Azji padł ofiarą Rozgłośni Harcerskiej, która również lansowała jego muzykę. W latach 90., gdy, delikatnie mówiąc, bycie harcerzem przestało być w modzie, zespół wciąż kojarzony był z ruchem harcerskim, co w praktyce mu po prostu zaszkodziło. Było to dziwne, bo przecież nie była to jedyna grupa grana przez tę stację.

Być może spadek zainteresowania muzyką zespołu wpłynął na dalsze perturbacje, pojawianie się i odchodzenie założycieli zespołu, w tym śpiewającego Leszka Nowaka i grającego na gitarze Jarosława Kisińskiego. Wydawane z różną częstotliwością i w różnych składach płyty nie odniosły większego sukcesu, co mogło być frustrujące. W lipcu tego roku, Sztywny Pal Azji poinformował na swojej stronie internetowej, że wraca do regularnej współpracy z Leszkiem Nowakiem i grającym na co dzień w T. Love Pawłem Nazimkiem, a jej owocem będą nowe nagrania i trasa koncertowa.

Ponieważ płyty wydawane przez Sztywny Pal Azji po debiucie zwyczajnie mi umknęły, z radością przyjąłem wiadomość, że na planowanym koncercie w legnickim klubie Spiżarnia zespół wykona przede wszystkim utwory z płyty „Europa i Azja”. Odgrywanie przez wykonawców najpopularniejszych płyt w całości ma swoje dobre i złe strony. Nieco obawiałem się, czy Sztywny Pal Azji dzisiaj przypadkiem nie jest cover bandem samego siebie. Te obawy rozwiały już pierwsze utwory, w szczególności „Twoja imitacja”. Uwypuklony na żywo kontrast między dynamicznym refrenem i spokojniejszą zwrotką miał w sobie moc, o którą Sztywnego Pala Azji nawet nie podejrzewałem. Klawiszowy wstęp w „Spotkaniu z…” zabrzmiał bardzo republikańsko, ale w żadnym wypadku nie czynię z tego zarzutu. To skojarzenie pojawiło się zresztą jeszcze dwukrotnie, ale w żaden sposób nie odebrało tożsamości zespołowi, który w „Rock’n’rollowym robaku” zabrzmiał po prostu punkowo.

Początkowo niemrawa publiczność stopniowo zaczynała się bawić, bez szczególnego namawiania ze strony zespołu. Leszek Nowak, w niektórych utworach wstający od pianina, pozostawał raczej statyczny, co jednak w żaden sposób nie wpływało negatywnie na różnorodność stylistyczną muzyki Sztywnego Pala Azji. Był reggae’owy rytm w „Naszym reggae”, stonesowski riff rodem z T. Love otwierający „Ja muszę”, czy ska w „… póki młodość w nas”. Dźwiękowego kolorytu dodawały instrumenty perkusyjne i przeszkadzajki, które, o dziwo, były wyraźnie słyszalne.

W „To jest nasza kultura” wokalista nie wykrzyczał niecenzuralnego okrzyku w języku angielskim, kładąc na ustach palec, ale mam wrażenie, że każdy na widowni, liczącej nie więcej niż 100 osób, zrobił to we własnym zakresie. Zresztą publika śpiewała niemal wszystkie teksty, co akurat nie może dziwić, jeśli Sztywny Pal Azji wykonywał utwory z kultowej płyty. Warte odnotowania jest również to, że piosenki nie zostały odegrane dokładnie tak, jak zespół zarejestrował je na płycie wiele lat temu. Wprowadzone zmiany aranżacyjne nie pozbawiały utworów ich pierwotnego klimatu, jednocześnie dostarczając dowodu na to, że mamy do czynienia z wciąż żyjącym zespołem, a nie eksponatem z dinoparku.

Każdy, kto czyni płycie „Europa i Azja” zarzut, że wyróżniony w Jarocinie zespół brzmi na niej zbyt lekko, powinien zobaczyć Sztywny Pal Azji na żywo. Gitarowa energia nie pozostawia wątpliwości, że twórczość zespołu należy rozpatrywać wyłącznie w kategoriach rockowych. Sztywny Pal Azji wykonał, jeśli nie całość, to większość utworów z debiutanckiej płyty, sięgając nawet po te dodane jako bonus na późniejszej edycji CD, „Europa i Azja”, „Ja muszę” i „Nasze reggae”, a na bis zagrał obowiązkowy „Kolor czerwony” z „Dewiacji na wakacje” i „Nie zmienię świata” z płyty zatytułowanej „Szukam nowego siebie”.

Nie wspomniałem jeszcze o jednym utworze, tym najważniejszym. „Wieża radości, wieża samotności” to piosenka z gatunku tych, które w karierze wykonawcy zdarzają się jeden jedyny raz. Myślę, że, zagrany pod koniec części zasadniczej koncertu, utwór wywołał dreszcze nie tylko u mnie. O jego wyjątkowości, przed ponownym wykonaniem na drugi bis, wspomniał Leszek Nowak, stwierdzając, że są z niego dumni. Tym razem wokalista skupił się na pianinie, pozostawiając miejsce do śpiewania publiczności.

Wartość sentymentalna występu jest niezaprzeczalna. Świadczą o tym, między innymi, łzy na twarzy stojącej niedaleko mnie kobiety, która, jak większość publiczności, z młodzieżą mogła mieć coś wspólnego pod warunkiem, że w domu zostawiła nastoletnie dzieci. Ale patrząc na koncert z szerszej perspektywy stwierdzić trzeba, że był to naprawdę świetny rockowy występ. Jeśli ma to być rozgrzewka przed nagraniem nowej płyty, to jestem jak najbardziej za.