Cantat, Falaise, Humbert, MacSween, Mouawad „Chœurs”

Pewnie każdy tak ma, że do niektórych artystów nie może się przekonać, na przykład z uwagi na wygląd, głoszone poglądy albo nie do końca przekonujące postępowanie w życiu prywatnym. W ostatniej kategorii zdecydowanie umieściłbym Bertrand’a Cantat’a. Pewnie niewielu z nas chciałoby mieć go w gronie znajomych, ale zupełnie inną kwestią jest jego twórczość. Przynajmniej tak to tłumaczę, zdając sobie sprawę z tego, że wiele osób stwierdzi, że nie można oderwać sztuki od kreującego ją artysty. Jednak, stosując sztywno tę zasadę, mogłoby się okazać, że żyjemy na kulturalnej pustyni.

Bertrand Cantat to wokalista i gitarzysta jednego z największych, a w zasadzie największego rockowego zespołu, jaki kiedykolwiek powstał we Francji. Jednym z dowodów na poparcie tej tezy może być fakt, że w plebiscycie na 100 najlepszych rockowych albumów wszech czasów francuskiej edycji magazynu Rolling Stone, w pierwszej sześćdziesiątce znalazło się sześć studyjnych albumów Noir Desir, z czego większość w czołówce. To naprawdę duże osiągnięcie, zważywszy na to, że dyskografia zespołu liczy sobie właśnie 6 pozycji. Oczywiście sceptycy powiedzą, że trudno, aby się tam nie znalazły, skoro, jako rockowe, do zestawienia trafiły płyty takich artystów, jak Manu Chao, czy Serge Gainsbourg. Zdanie to oczywiście jest prawdziwe, jednak w żaden sposób nie deprecjonuje osiągnięcia Noir Desir.

Przerwa w działalności zespołu trwała od 2003 do 2007 roku, gdy grupa zebrała się ponownie i rozpoczęła przygotowywanie nowego materiału, ale jesienią 2010 roku gitarzysta Serge Teyssot-Gay opuścił kolegów, za przyczynę podając różnice dzielące go z Bertrand’em Cantat’em. Chwilę później w jego ślady poszedł perkusista Denis Barthe, co ostatecznie przypieczętowało rozpad zespołu. W okresie pomiędzy zakończeniem działalności Noir Desir a powołaniem do życia duetu Detroit, Cantat powrócił na scenę występując z różnymi artystami. Zaśpiewał między innymi w utworze „Palabra Mi Amor”, pochodzącym z wydanej w 2011 roku płyty Shaka Ponk „The Geeks and the Jerkin’ Socks”, a w roli muzyka i współkompozytora kilku piosenek pojawił się na płycie malijskiego duetu Amadou & Mariam.

Jedynym pełnowymiarowym projektem z tego okresu, w którego realizacji wokalista wziął udział, była muzyka do przygotowywanego przez Wajdi Mouawad’a spektaklu teatralnego opartego na tragediach Sofoklesa, zatytułowanego „Kobiety”. Udział Cantat’a w projekcie został szeroko oprotestowany, czego w zasadzie można było się spodziewać, ale, mimo to, na rynku ukazała się płyta zatytułowana „Chœurs”.

Wiedząc, że jest to muzyka z założenia ilustracyjna, podchodziłem do płyty z pewną rezerwą, bowiem w większości tego rodzaju produkcji oderwanie od całości warstwy dźwiękowej czyni tę ostatnią bezużyteczną. Na szczęście w przypadku „Chœurs” tak nie jest. Płyta różni się od wcześniejszych dokonań Cantat’a, ale nie na tyle, aby nie mogli po nią sięgnąć wszyscy, którzy cenią sobie dokonania Noir Desir. Jest rockowo, momentami nawet bardzo. Mocno wyeksponowany bas Pascal’a Humbert’a zapowiada już formowanie się Detroit, ale to osobowość Cantat’a góruje nad całością, czyniąc ją niezwykłą.

Brzmieniowo od Noir Desir muzykę z „Chœurs” różni chyba tylko mniej przesterowana, bardziej klarowna, gitara. Słychać to wyraźnie w rozpoczynającym zestaw „Dithyrambe au soleil”, jak i początkowym fragmencie „Le Chœur joi”. Bliżej tym utworom do klasycznego hard rocka, niż przybrudzonej rockowej alternatywy. Natomiast spokojniejsze utwory z powodzeniem mogłyby znaleźć się w repertuarze Noir Desir. Jako przykłady posłużyć mogą delikatna ballada „Les mouillages”, nastrojowy, ale nieco przytłaczający i zakończony kakofonicznym zgiełkiem, „Puisse un vent violent se lever”, czy „Dionysos”, w którym pobrzmiewają echa „L’Europe”, kompozycji zamykającej „Des visages des figures”, ostatnią studyjną płytę zespołu.

Ślady widowiska teatralnego znajdziemy przede wszystkim w przyprawiającym o dreszcze, zaśpiewanym przez Cantat’a a capella, „Revelation de l’oracle”, „Dejanire”, w którym koryfeusz przemawia głosem Marie-Eve Perron, i opartym na pochodzie basowym Pascal’a Humbert’a „La victoire de Thebes”, w którym rolę narratora przejmuje Raoul Fernandez. W „Rien n’est plus redoutable que l’Homme” melorecytację poprzedza introdukcja do złudzenia przypominająca tę z „Si rien ne bouge”, wybrzmiewającą na początku koncertowego albumu Noir Desir „En Public”. Mało rockowe natomiast mogą się wydawać teksty, bowiem większość pochodzi ze sztuk Sofoklesa – „Antygony”, „Elektry” i „Kobiet z Trachis”. Ich adaptacji na potrzeby spektaklu oraz rockowych form dokonali oczywiście główni zainteresowani, Bertrand Cantat i Wajdi Mouawad.

Zastanawiałem się nieraz, skąd bierze się u mnie wrażenie, że słuchając Cantat’a obcuję z czymś wyjątkowym, niemal magicznym. Pomijając piękno języka francuskiego, środki, jakimi się posługuje, nie różnią się przecież od tych stosowanych przez tysiące rockowych zespołów. I chyba właśnie dzięki „Chœurs” odkryłem, że Cantat wytwarza ten sam rodzaj szamańskiej atmosfery, którą na koncertach The Doors kreował Jim Morrison. Jego melorecytacje, krzyki i zawodzenia, mają dokładnie ten sam posmak.

„Chœurs” spokojnie można traktować jako solowy album Bertrand’a Cantat’a. To płyta, której powinno słuchać się w skupieniu, ale jeśli komuś będzie trudno przebrnąć przez bardziej wymagające fragmenty, to może skrócić album do winylowej długości i wypełnić nim czas oczekiwania na kolejną płytę Detroit, zakładając, że nie zna płyty od dawna.