Hej „Błysk” / Wilki „Przez Dziewczyny”

Dziś wyjątkowo będzie o polskiej muzyce. Postanowiłem przesłuchać dwie nowe płyty legend polskiego rocka, „Błysk” Hey’a i „Przez Dziewczyny” Wilków. Oba zespoły mają w kraju status wykonawców, których prasa drukowana nie zwykła dziś krytykować, w szczególności zaś dotyczy to Hey’a. Czasem ktoś, gdzieś, nieśmiało, po paru latach od premiery napisze, że poprzednia płyta była niezbyt udana, ale tylko w przypadku, gdy najnowszą będzie nadmiernie wychwalać.

Żeby lepiej zrozumieć mój punkt widzenia, od razu wyjaśnię, że twórczość Wilków, poza nielicznymi wyjątkami, ogranicza się dla mnie do debiutanckiej płyty, która jest ich odpowiednikiem „Kill’em All” Metalliki. Oczywiście nie chodzi o ostrość grania i wyznaczanie nowych trendów w muzyce, ale o początek końca. Potrafię docenić dokonania zespołu i Roberta Gawlińskiego w dziedzinie ponadczasowych hitów radiowych, z których do głowy przychodzą mi teraz „Baśka” i solowy kawałek wokalisty, w którym śpiewa o niewieście uciekającej do windy, ale odnajduję też przynajmniej jeden fajny rockowy numer z późniejszej twórczości, „Ja ogień, ty woda”. Nawet jeśli rozmachem i strukturą przypomina „Champagne Supernova” Oasis, i tak jest niezły.

W przypadku Hey’a sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. W momencie startu zespołu pochłonięty byłem bez reszty tym, co działo się na północno-zachodnim krańcu Stanów Zjednoczonych. Hey odrzuciłem wówczas, jako kopię amerykańskich klimatów. Z czasem zacząłem zespół Piotra Banacha i Kasi Nosowskiej traktować łagodniej, jako polską odpowiedź na grunge. Pierwsze kilka płyt zaliczyć można do udanych, choć utworów „Moja i twoja nadzieja” i „Teksański” zwyczajnie nie trawię. Katowałem natomiast „Music, Music” i kolejną płytę „Echosystem”, do której dodany był film o pracy nad albumem zawierający ponadczasową wypowiedź Kasi Nosowskiej dotyczącą pochodzenia kiełbasy. Jeśli ktoś nie widział, polecam, szczególnie wegetarianom i innym rowerzystom. Całkiem na poważnie dodam jeszcze, że „Electrified” Nosowskiej to jeden z moich ulubionych polskich kawałków wszech czasów.

wilki-przez-dziewczyny

Nowe Wilki rozczarowały mnie zupełnie. Zespół, który kiedyś mógł być niedoścignionym wzorem do naśladowania dla rzemieślników, takich jak Lemon, Pectus, Feel i P. Kupicha (ewentualnie na odwrót), dziś staje wraz z nimi na starcie w zawodach na najbardziej miałki zespół popowy. O tym, że Wilki nie mają nic do zaoferowania przekonywał już pierwszy fragment płyty wybrany do promocji, tytułowy utwór „Przez dziewczyny”. Nie jest on przebojowy w najmniejszym stopniu, nawet gdy nie zestawia się go z największymi hitami Wilków i Roberta Gawlińskiego. „Przez dziewczyny” to album, który w muzyce jest tym, czym „Klan” w produkcji telewizyjnej. Można z mamą obejrzeć dla towarzystwa przy obiedzie, ale u siebie w domu raczej włączymy „House of Cards”. Całości nie ratują echa bardziej rockowego grania, jakie usłyszeć można można we fragmentach „27th Floor” (nie rozumiem po co Gawliński śpiewa po angielsku) i w przedostatnim „Ona tam jest”. To zdecydowanie za mało, by poświęcić płycie więcej niż odrobinę uwagi.

Niestety, zawiodłem się również na nowej produkcji Hey’a. Niestety tym bardziej, że przewodzący teraz muzycznie zespołowi Paweł Krawczyk zapowiadał, że będzie to gitarowa płyta. W stosunku do tego, co rozumiem pod tym pojęciem, gitar nie ma tu wcale. Hey po poszukiwaniach nowej drogi na „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” i „Do rycerzy, do szlachty, doo mieszczan” nie zdecydował się na powrót do rockowego grania, stoi okrakiem między stylami, jednak kalosz z jedną nogą zbyt mocno utkwił w błocie elektronicznych brzmień. Po kilkukrotnym przesłuchaniu „Błysku” nie mogę uwolnić się od przekonania, że to po prostu nudna płyta. A zapowiadała się całkiem ciekawie, bo promujący ją singel „Prędzej, prędzej” był dość obiecujący. Równie interesująco wypada pierwszy na płycie utwór tytułowy, mimo natychmiastowego i jednoznacznego skojarzenia z maanamową „Lucciolą”. Obstawiam, że kolejnym utworem reprezentującym „Błysk” w radiu będzie kończący zestaw kawałek zatytułowany „Historie”. Nierówny, na początku z fajną melodią, później rozwinięty jakby bez pomysłu, ale przynajmniej z niezłym tekstem i typową dla Kasi Nosowskiej interpretacją. I to niestety koniec.

Bezkrytycznych fanów obu zespołów raczej nie zniechęcę, ale jeśli ktoś się do nich nie zalicza, Wilki całkowicie bym odpuścił, a Hey przed zakupem jednak przesłuchał.