Kasabian „For Crying Out Loud” (2017)

W tym roku minie trzynaście lat od ukazania się debiutanckiej płyty Kasabian, a wciąż, gdy myślę o młodych wyspiarskich zespołach, ekipa z Leichester jest jedną z tych, które przychodzą mi do głowy w pierwszej kolejności. Sześć studyjnych albumów to dorobek, który można już podsumowywać. W przypadku Kasabian jest to zadanie o tyle wymagające, że każda z nagranych przez zespół płyt jest inna. Do tego stopnia, że trudno wskazać jedną ulubioną. Łatwiej mi powiedzieć, za co w ogóle lubię Kasabian. Po pierwsze, za melodie. Obojętnie jak bardzo muzyka zespołu skrzy się aranżacyjnymi wyładowaniami, pod spodem zawsze ukryte są piękne piosenki. Po drugie, taneczny rytm. Czasem można zastanawiać się, czy to rock, czy dyskoteka, bo słuchając Kasabian ciężko usiedzieć na miejscu. Po trzecie, koncerty. Widziałem zespół na żywo pięć razy i przynajmniej dwa występy zaliczam do najlepszych, na jakich byłem w życiu.

Oczekiwania miałem spore biorąc pod uwagę tylko własne uwarunkowania, ale dodatkowo podsycał je swoimi wypowiedziami mózg grupy, autor całego materiału, Sergio Pizzorno. W wywiadach powtarzał nieustannie, że nowa płyta będzie: a) gitarowa, b) zawierać zbiór najpiękniejszych piosenek, jakie w życiu skomponował. Cóż, typowa nonszalancka zapowiedź wykonawcy z Wielkiej Brytanii, ale trzeba powiedzieć, że powtarzanie w kółko tego typu sloganów odnosi skutek. Na poprzednim albumie Kasabian zatytułowanym „48:13” przeważała elektronika, toteż gitary wydawały się najlepszym sposobem na utrzymanie równowagi. I nagle usłyszałem utwór zapowiadający płytę. Przyznam, że wprawił mnie w niemałe osłupienie. Tyle gadania, a tymczasem, „You’re In Love With a Psycho” jest jakby żywcem wyjęty z twórczości popowych wykonawców działających w latach 80. I bardziej mam tu na myśli Sandrę i Modern Talking, niż O.M.D. i Duran Duran. Wciąż nie mogę się zdecydować, czy poprzednie zdanie traktować w kategoriach komplementu, czy najgorszej obelgi. Melodia ładna aż za bardzo, ale co z gitarami?

Na szczęście, gdy włożyłem płytę do odtwarzacza, spore uspokojenie przyniósł już pierwszy utwór zatytułowany „Ill Ray (The King)”. Wprawdzie od początku jest mocno dance’owy, ale od razu czuje się w powietrzu nadchodzący atak gitary, który faktycznie za moment następuje. To koncertowy pewniak, na otwarcie albo zakończenie setu przed bisami. Dzięki niemu zniosłem singlowy hit, nie przeskakując od razu do „Twentyfourseven”. Może akurat nad tym utworem pracował Sergio Pizzorno, gdy mówił o gitarach, bo w tym kawałku faktycznie ich nie brakuje. Jest też prawdziwie rockowy, połamany rytm.

Bogactwo aranżacyjne płyty sprawia, że z początku trudno ogarnąć wielość dźwięków. Każde przesłuchanie pozwala odkrywać kolejne smaczki, które w konsekwencji pchają do kolejnych odtworzeń płyty, jak fortepian w końcówce „Good Fight”, czy pojawiające się w wielu miejscach dęciaki. „For Crying Out Loud” to bardzo wciągający album. W „Wasted” robi się tanecznie aż do przesady. To idealna piosenka na parkiet. Może właśnie tego rodzaju utwory chcieli nagrać The Killers na swoim trzecim albumie „Day & Age”, tyle że im nie wyszło. Kasabian się udało, ale mistrzowski poziom osiągają w ponadsiedmiominutowym „Are You Looking For Action”. Funkowy rytm i gitara rodem z lat 70., chciałoby się napisać, gdyby nie to, że utwór stanowi idealne wprost połączenie Primal Scream i Jamiroquai.

Wszyscy brytyjscy wykonawcy mają w sobie gen The Beatles. Choćby nie wiem co robili, prędzej, czy później, musi się on ujawnić, a sądowe ustalanie ojcostwa okazuje się zbędne ze względu na uderzające podobieństwo. Wśród utworów z „For Crying Out Loud” na pochodzenie Kasabian w prostej linii od Czwórki z Liverpoolu wskazują „All Through The Night” i zamykający płytę „Put Your Life On It”.

Gdybym miał jednym słowem podsumować najnowszą płytę Kasabian, z pewnością nie użyłbym przymiotnika „gitarowy”. Już po pierwszym przesłuchaniu powiedziałbym, że to płyta „taneczna”, chociaż gitar jest na niej całe mnóstwo. Gubią się one w miksie pomiędzy różnymi innymi dźwiękami, ale liczę na ich wyeksponowanie na koncertach. „For Crying Out Loud” z pewnością nie trafi do rockowego kanonu, bo trudno sobie wyobrazić, by płyta mogła zająć miejsce obok „West Ryder Pauper Lunatic Asylum”, czy megaprzebojowego „Velociraptor!”. Mimo to muzyka z płyty może stać się ścieżką dźwiękową nadchodzącego lata, bo wprawia naprawdę w świetny nastrój. Wersja delux kompaktu wzbogacona została o dodatkowy CD, zawierający piętnaście utworów wybranych z dwóch koncertów, które grupa zagrała w zeszłym roku na King Power Stadium w rodzinnym Leicester.