Vinyl Top 20 / Maj 2017
1. Kasabian „For Crying Out Loud”
Po pierwszym przesłuchaniu nie padłem na kolana, ale coś kazało mi nieustannie słuchać nowej płyty Kasabian. I jest naprawdę dobrze, znowu inaczej, niż poprzednio.
2. D. McKagan „Believe in Me”
Nie słyszałem debiutu McKagana od ponad dwudziestu lat. Przynajmniej kilka utworów z „Believe In Me” mogło zasilić kolejną płytę Guns’N’Roses, a tytułowy jest jednym z najfajniejszych rockowych numerów wszech czasów (dla mnie).
3. Depeche Mode „Spirit”
Elektronicznie, mało przebojowo, wciągająco. Nie muszą już nikomu niczego udowadniać.
4. Dog Eat Dog „Brand New Breed”
Nowa muzyka po raz pierwszy od wielu lat. Brzmi to jak stary dobry Dog Eat Dog. Dla mnie bomba!
5. Soundtrack „Singles”
Sentymentalna podróż w czasie. Szkoda, że reedycja płyty musiała zbiec się ze śmiercią jednego z jej bohaterów, Chrisa Cornella. Żaden z utworów się nie zestarzał. No może poza „May This Be Love” The Jimi Hendrix Experience, ale, gdy się grzebie w starodrukach, to się człowiek kurzu nawdychać musi.
6. Deftones „Gore”
Ciągle pod wrażeniem berlińskiego koncertu katuję ostatnią płytę. Gdy skończę, będę katował wcześniejsze.
7. Simply Red „Stars”
Znowu starocie. Fantastyczne melodie, przepiękny głos Micka Hucknall’a. Album do ustawienia na półce z napisem „Płyty wszech czasów”.
8. Fleetwood Mac „Tango In The Night”
„Rumours” jest genialna, ale gdy słucham „Tango In The Night” dochodzę do wniosku, że obie zasługują na jednakowe uznanie.
9. INXS „Shabooh Shoobah”
Nie do wiary, że w tym roku minie dwudziesta rocznica śmierci wokalisty INXS Michaela Hutchence’a. Myśląc o tym uświadamiam sobie, jak wiele muzyki mógł jeszcze stworzyć. Wielka szkoda, że tak się nie stało. Na „Shabooh Shoobah” INXS powoli zaczynali kroczyć ku sławie i przebojom. Słuchając „The One Thing” i „Don’t Change” trudno było mieć wątpliwości, że będą wielcy.
10. Madness „Can’t Touch Us Now”
Od kiedy pierwszy raz usłyszałem ostatnią płytę Madness ciągle do niej wracam. I za każdym razem zastanawiam się, jak to możliwe, że to aż tak dobra płyta.
11. Mark Lanegan Band „Gargoyle”
„Blues Funeral” wciąż niepokonany, ale „Gargoyle” to świetny album. Zwłaszcza w spokojniejszych fragmentach.
12. The Police „Ghost in The Machine”
The Police to zespół genialnych singli i miernych albumów. Systematycznie rewiduję ów pogląd. Przepraszać jednak nie będę.
13. P. Gabriel „So”
O tej płycie nie da się powiedzieć nic odkrywczego. Powiem więc tylko, że Peter Gabriel jest geniuszem, a ja nie lubię Kate Bush.
14. P. Gabriel „Live in Athens 1987”
Dwupłytowa koncertówka Petera Gabriela dodana do rocznicowego wydania „So”, zawierająca zapis greckiego koncertu artysty. Peter Gabriel jest geniuszem i na żywo świetnie poradził sobie bez Kate Bush w „Don’t Give Up”. Można? można!
15. The Police „Reggatta De Blanc”
„Reggatta De Blanc” i „Synchronicity” to genialne płyty. Od początku do końca. Przepraszam!
16. M. Watt „Ring Spiel Tour ’95”
Taki tam koncertowy rarytasik. Myślę, że jeszcze o nim wspomnę szerzej.
17. Kasabian „Live At King Power Stadium Leicester 2016”
Koncertowy dodatek do najnowszej płyty. Nie rozumiem tylko, dlaczego nie można było wydać całego koncertu na dwóch płytach.
18. U2 „The Joshua Tree”
Za moment odstawiam „The Joshua Tree” na półkę i nabieram apetytu na lipcowy koncert w Berlinie. Cieszę się, że usłyszę „Exit” na żywo.
19. I. Pop „Live At The Royal Albert Hall”
Ostatni album Iggy Popa to porażka. Wiem, jestem odosobniony w tym sądzie, ale jednocześnie przyznaję, że niektóre utwory z „Post Pop Depression” wciśnięte pomiędzy klasyki da się obronić przed gilotyną.
20. Radiohead „A Moon Shaped Pool”
Czekam już tylko na ich koncert na Openerze. Po Radiohead trudno spodziewać się słabego występu. A „A Moon Shaped Pool” to piękna płyta do słuchania po ciemku.