Dzień (rockowych) Kobiet! Część 2.

Skoro była już mowa o The Breeders, to koniecznie trzeba wspomnieć o tym, że „Cannonball” jest dla rockowej muzyki alternatywnej tym, czym dla rocka w ogóle jest „I Love Rock’N’Roll” Joan Jett. Ponadczasowy hymn, hit absolutny, do tego jeszcze tocząca się po ulicach kula w teledysku. Łatwo przez to wszystko stracić z pola widzenia pozostałą muzykę zespołu, a przynajmniej „Last Splash” (1993) i najnowszy „All Nerve” (2018) to znakomite albumy, bez znajomości których wasza wiedza na temat rocka będzie niekompletna. Na marginesie już tylko wspomnieć można, że Kim Deal przez lata tworzyła z Frankiem Blackiem legendę indie rocka – Pixies.

Zespołem, który porusza mnie w szczególny sposób jest Bikini Kill. Powodów jest kilka, choć pierwszym i podstawowym jest muzyka. Punkowa kapela pochodząca z Olympii w stanie Waszyngton była czołowym przedstawicielem Riot Grrrl, undergroundowego ruchu feministycznego, którego główną siłą sprawczą była Kathleen Hanna, prywatnie żona Adama Horovitza z Beastie Boys. Wokalistka występowała również jako The Julie Ruin oraz w Le Tigre. W społeczną działalność Kathleen Hanny znakomicie wprowadzi was film dokumentalny zatytułowany „The Punk Singer” („Punkówa”) z 2013 roku, natomiast przewodnikiem przez muzyczną działalność wokalistki jest ścieżka dźwiękowa do filmu, na której znalazły się utwory wszystkich trzech muzycznych wcieleń Kathleen. Od energetycznego punk rocka, po nieco bardziej elektroniczny Le Tigre, który spokojnie wskazać można jako inspirację dla The Ting Tings, ze znakomitą Katie White na wokalu (debiutancki album „We Started Nothing” z 2008 roku to jedna z płyt, od których naprawdę trudno się uwolnić).

Punkowe korzenie posiada również Alison Mosshart. Zanim zaczęła karierę w The Kills, była wokalistką Discount, niczym nie wyróżniającej się załogi z Florydy. Słuchając jej wczesnych nagrań aż trudno uwierzyć, że Jamie Hince mógł dostrzec w niej talent i potencjał. Alison Mosshart ma wszystko to, co powinno cechować dziewczyńską gwiazdę rocka, głos, urodę, charyzmę, urok, wdzięk i czar. Chyba żadnego istotnego przymiotnika nie pominąłem. Jej zachowanie na scenie hipnotyzuje, a radość grania udziela się publiczności, zwłaszcza jej męskiej części. Poznawanie twórczości Mosshart zacząłbym od debiutanckiego albumu The Kills „Keep On Your Mean Side” (2003). Warto również sięgnąć po jeden z albumów The Dead Weather, do którego Alison zaprosił Jack White. Na początek niech to będzie „Horehound” (2009).

Wracając do pierwszej połowy lat 90. nie da się przejść obojętnie obok PJ Harvey. Zagłębienie się w jej muzykę jest źródłem wielu nieziemskich doznań. To żeński odpowiednik Nicka Cave’a, szatan wcielony, tyle, że w spódnicy. Nie dziwi zatem fakt, że przez moment byli parą. „To Bring You My Love” (1995) i „Is This Desire” (1998) to stuprocentowe pewniaki, po których nabierzecie ochoty na poznanie reszty dyskografii artystki. Równie charyzmatyczna okazała się Shirley Manson, wokalistka Garbage, zespołu, którego założycielem był producent „Nevermind” Nirvany – Butch Vig. Można oczywiście spierać się, co do wartości kolejnych albumów w katalogu grupy, ale nikt nie zakwestionuje stwierdzenia, że „Garbage” z 1995 roku to jedna z ikonicznych płyt lat 90. Na przeciwnym muzycznym biegunie znajduje się Morcheeba, gwiazda trip hopu. Obdarzona anielskim głosem Sky Edwards rozbłysła pełnym blaskiem na dwóch pierwszych albumach, „Who Can You Trust?” (1996) i „Big Calm” (1998), pełnych kojącego klimatu i przepięknych melodii.

Pozostając w sferze marzycielskich uniesień, nie sposób pominąć dwóch utworów Massive Attack. Utworów, bo śpiewające kobiety stanowiły w ich przypadku jedynie dopełnienie męskiego składu. „Sly”, zaśpiewany przez pochodzącą z Nigerii Nicolette, to muzyczny kosmos. Trudno wyobrazić sobie, że można stworzyć coś bardziej poruszającego i doskonałego. Zmysłowa wokaliza wywołuje dreszcze na całym ciele, bez względu na to, czy słyszycie utwór po raz pierwszy, czy po raz setny. I to powinna być wystarczająca rekomendacja. Drugim diamentem ukrytym na płytach Massive Attack jest „Teardrop”. Instrumentalna wersja utworu, z imitującym bicie serca beatem i niepokojącym fortepianem, znana jest wszystkim z czołówki serialu „Dr. House”. Na wydanym w 1998 roku albumie „Mezzanine” przy mikrofonie stanęła Elisabeth Fraser z Cocteau Twins i, jak zwykle, ze swej roli wywiązała się perfekcyjnie.