The Breeders „All Nerve”
Zastanawiam się, jak wielu fanów rocka pamięta jeszcze The Breeders? Sygnały docierające do mnie z zewnątrz każą przypuszczać, że niewielu. Krótko przypomnę zatem, że The Breeders to grupa dowodzona przez Kim Deal, basistkę znaną z oryginalnego składu Pixies. Największym komercyjnym osiągnięciem zespołu był album „Last Splash”, wydany na początku lat 90. Za sukces odpowiadał głównie singel zatytułowany „Cannonball”. Nawet, jeśli ktoś nie kojarzy piosenki po tytule, to z pewnością widział teledysk, w którym ujęcia grającego zespołu przeplatane są obrazami kuli toczącej się ulicami miasta.
Ostatnią płytę długogrającą The Breeders wydali dziesięć lat temu. Później doszło do reaktywacji Pixies, jednak w połowie 2013 roku Kim Deal oznajmiła, że opuszcza Franka Blacka by skupić się na karierze własnej grupy. Od tego czasu Pixies zdążyli nagrać dwie płyty. Kim Deal wciąż milczała, choć co jakiś czas pojawiały się informacje o trwających pracach nad nową muzyką. W chwili, gdy sytuacja zaczynała przypominać zapowiedzi nowej płyty Tool, na początku marca, nakładem wytwórni 4AD ukazała się w końcu „All Nerve”. Przyznam szczerze, że z niepokojem nakładałem słuchawki. Nurtowały mnie dwa pytania: „Czy Kim Deal dobrze zrobiła odchodząc z Pixies?” oraz „Czy warto było czekać na nowy album aż tyle lat?”.
Na szczęście już otwierający płytę „Nervous Mary” rozwiał moje wątpliwości. Jeszcze lepiej było później. Po wysłuchaniu całości uśmiech nie schodził mi z twarzy, a płytę zapętliłem w odtwarzaczu. Jestem pewien, że Frank Black z zazdrością słucha nowych kawałków Kim Deal. Przynajmniej kilka z nich z pewnością chętnie umieściłby na kolejnej płycie Pixies. „All Nerve” to płyta dla wszystkich słuchaczy złaknionych muzyki rockowej rodem z pierwszej połowy lat 90. W zasadzie to wszystko, co trzeba o niej wiedzieć. Resztę pozostawiam muzyce, od której niezwykle trudno się uwolnić.
„All Nerve” jest bardzo równą płytą. Bez względu na to, czy posłuchacie „Nervous Mary”, psychodelicznego „Spacewoman”, czy rozrywającego basem „MetaGoth”, uderza z niej potężny ładunek emocjonalny zawarty w muzyce. Obok samych kompozycji, odpowiedzialność za ten stan rzeczy spoczywa także na inżynierze dźwięku odpowiedzialnym również za zmiksowanie płyty. Nie wątpię, że dla wielu fanów alternatywnego grania już sam szyld z napisem „Steve Albini” będzie wystarczającą rekomendacją.
Wśród zawartych na „All Nerve” utworów nie znajdziecie przeboju na miarę „Cannonball”. Taki numer, jeśli w ogóle się przydarzy, wychodzi spod palców tylko raz w życiu. „All Nerve” nie zaskakuje niczym, poza tym, że to znakomity album, jeden z pierwszych kandydatów do płyty roku.
Ocena: 8/10
Playlista: „Nervous Mary” / „Spacewoman” / „Howl at The Summit” / „Archangel’s Thunderbird”