Vinyl Top 20 / Maj 2019

1. L7 „Scatter The Rats” (2019)
2. Eiffel „Stupor Machine” (2019)
3. Morrissey „California Son” (2019)
4. The Waterboys „Where The Action Is” (2019)
5. Sting „Ten Summoner’s Tales”
6. D. Matthews Band „Come Tommorow”
7. Duran Duran „Medazzaland”
8. The Rolling Stones „Let It Bleed”
9. Visage „Visage”
10. U2 „U22”
11. Bad Religion „Age Of Unreason” (2019)
12. Jefferson Airplane „Surrealistic Pillow”
13. AC/DC „Blow Up Your Video”
14. D. Matthews Band „Stand Up”
15. L. Kravitz „Raise Vibration”
16. The Police „Ghost In The Machine”
17. Oasis „MTV Unplugged”
18. Rival Sons „Feral Roots” (2019)
19. Band Of Horses „Everything All The Time”
20. Sting „My Songs” (2019)

W majowym zestawieniu aż siedem tegorocznych płyt. Na pierwsze miejsce wskoczyły, mocnym powrotem po latach, dziewczyny z L7. Szerszy komentarz zbędny, bo o „Scatter The Rats” pisałem przy okazji premiery. Na drugą pozycję wdrapali się z rockową energią Francuzi z Eiffel, natomiast trzecie i czwarte lokaty zajęły nowe propozycje Morrissey’a i The Waterboys. „Where The Action Is” omówiłem wcześniej, pozostaje zatem wokalista The Smiths.

Morrissey nigdy nie był w czołówce wykonawców, którymi się interesowałem. W zasadzie mógłbym powiedzieć, że w ogóle się nim nie interesowałem, choć muzyka The Smiths nie jest mi obca, ani zupełnie obojętna. Poprzedni album Morrissey’a zakotwiczył się we mnie zupełnie przypadkowo i muszę przyznać, że przynajmniej jego pierwsza połowa to naprawdę świetne granie. I właśnie wspomnienie „Low In High School” skłoniło mnie do sięgnięcia po wydany właśnie album „California Son”. Tym razem Morrissey odpoczął od komponowania i skorzystał z repertuaru wykonawców pochodzących z Kalifornii. Na płycie pojawiają się między innymi piosenki Joni Mitchell, Boba Dylana, Roy’a Orbisona i Dionne Warwick, a całość wprawia słuchacza w radosny, letni, klimat. Dodatkową frajdą jest odkrywanie oryginalnych wykonań utworów, bo, obok przyjemności obcowania z ulubionym wykonawcą, to drugi niezaprzeczalny walor płyt złożonych z coverów. Składanka z pierwowzorami kawałków nagranych na „California Son” mogłaby okazać się zagubioną częścią ścieżki dźwiękowej do serialu „Cudowne lata”. Zaczynam odnosić wrażenie, że to nie ja interesuję się Morrissey’em, ale to Morrissey interesuje się mną. Z ostatecznym potwierdzeniem tej obserwacji zaczekam jednak do kolejnej płyty.

Zestaw Morrissey’a bez problemu mógłby uzupełniać którykolwiek utwór Jefferson Airplay pochodzący z płyty „Surrealistic Pillow”. To prawdopodobnie najbardziej znany album pochodzącego z San Francisco zespołu, do czego walnie przyczyniły się przeboje „Somebody To Love” i „White Rabbit”. Mieszanka psychodelii, acid rocka, folku i bluesa, będąca zapowiedzią mającego nadejść lata miłości, pomimo upływu lat, wciąż robi spore wrażenie.

Płytą z zupełnie innej planety, do której z nieukrywaną przyjemnością wróciłem po wielu latach, jest debiutancki album Visage. Posiadanie w dyskografii wielkiego przeboju to miecz obosieczny. Z jednej strony, w chwili wydania popularny singel potrafi pociągnąć sprzedaż albumu, a z drugiej, po latach, pamięć o wykonawcy może zamknąć się we wspomnieniu jednego tylko utworu. I właśnie ta druga przypadłość dotknęła Visage, bo chyba mało kto nie kojarzy „Fade To Grey”, przeboju pochodzącego właśnie z wydanego w końcówce 1980 roku albumu sygnowanego nazwą grupy. Tymczasem ignorowanie pozostałej części płyty jest jak wyrzucenie na złom sejfu bez sprawdzenia zawartości, bo „Visage”, bez wątpienia, jest arcydziełem. Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że w nagraniu płyty wzięli udział Billy Currie (syntezatory) i Midge Ure (gitara, wokale), będący jednocześnie członkami najsłynniejszego składu Ultravox, który chwilę wcześniej wypuścił na rynek przełomowy album „Vienna”. Problemem wizerunkowym grup spod znaku new wave jest nalepka z napisem „new romantic”, nie zapominajmy jednak, że ta mało zachęcająca etykieta skrywa niejednokrotnie prawdziwe klejnoty.

Poza zestawieniem znalazły się nowe płyty Rammstein i Duffa McKagana, ale każda z innego powodu. W przypadku Niemców, nadal nie jestem w stanie zrozumieć fenomenu grupy, bo ich muzyka to nudne, dyskotekowe, granie przykryte rockowym aranżem. Nie zmienia to oczywiście faktu, że marketingowo mamy do czynienia ze znakomicie poprowadzoną karierą, a przygotowywany na najbliższą trasę show przełoży się na wypełnione publicznością areny. Z kolei Duff McKagan nagrał znakomitą nastrojową płytę, tyle że „Tenderness” utrzymana jest w estetyce balladowego country rocka, co sprawia, że nie będę po nią sięgał zbyt często. Chyba, że się mylę i podsumowanie czerwca pozytywnie mnie zaskoczy.

Playlista:

Jobriath „Morning Starship”
Morrissey „Morning Starship”
Joni Mitchell „Don’t Interrupt the Sorrow”
Morrissey „Don’t Interrupt the Sorrow”
Bob Dylan „Only a Pawn in Their Game”
Morrissey „Only a Pawn in Their Game”
Buffy Sainte-Marie „Suffer the Little Children”
Morrissey „Suffer the Little Children”
Phil Ochs „Days of Decision”
Morrissey „Days of Decision”
Roy Orbison „It’s Over”
Morrissey „It’s Over”
Jefferson Airplay „She Has Funny Cars”
Jefferson Airplay „Somebody to Love”
Jefferson Airplay „3/5 of a Mile in 10 Seconds”
Jefferson Airplay „White Rabbit”
Visage „Visage”
Visage „The Dancer”
Visage „Tar”
Visage „Fade to Grey”
Visage „Mind of a Toy”
Duff McKagan „Tenderness”
Duff McKagan „It’s Not Too Late”
Duff McKagan „It Happened Late September”
Duff McKagan „Chip Away”