Vinyl Rock Top 20 / Kwiecień 2020
To koniec! Innego zdania na temat „Gigaton” już mieć nie będę. Ostatecznie, nie jest źle, bo równo połowę utworów uważam za ponadprzeciętne. Zawsze mogło być lepiej, ale czy dziś jest dobry czas na narzekanie? Odwoływane są kolejne koncerty i festiwale, a jakby tego było mało, przekładane są premiery płyt. Steven Wilson (na szczęście nie słucham), Deep Purple (da się żyć bez nowej płyty), Depeche Mode, Liam Gallagher (dlaczego?). Pewnie przykłady można jeszcze mnożyć, ale zamiast zaprzątać sobie głowę tym, co będzie za pół roku, lepiej cieszyć się tym, co jest teraz. A naprawdę nie ma się czym cieszyć, bo koncerty i festiwale są odwoływane, a premiery płyt przekładane. Bardziej sprzyjającego czasu na odkrywanie klasyki nigdy już nie będzie. Chyba, że ktoś wierzy w życie pozagrobowe i w to, że będzie miał w nim dostęp do nieprzebranej płytoteki. Swoją drogą, lepszego katalogu spodziewać można się chyba w piekle, co? No, ale żarty na bok.
Pozostawiając na marginesie pierwsze miejsce Pearl Jam i niezły wynik koncertowego U2, które jeszcze się nie ukazało, ale w sumie jest dostępne, świetny rezultat osiągnęła debiutancka płyta Madness. Ciągle odnoszę wrażenie, że jest to zespół w Polsce nie do końca doceniany. Tymczasem, szacunek jest mu należny za wpływ jaki wywarł na brytyjską muzykę rockową lat 90., a uwielbienie za nieprzebraną ilość przebojów, jakie na przestrzeni lat pojawiły się na płytach sygnowanych nazwą zespołu. Pod tym ostatnim względem wrażenie robi już pierwsza płyta, bo to z niej pochodzą takie numery jak tytułowy „One Step Beyond”, „Night Boat to Cairo”, czy „Bed and Breakfast Man”, które do dziś pojawiają się w koncertowym repertuarze grupy. Jeśli do tego dodać, że brzmieniowo album wciąż broni się mimo swoich 41 lat, to nic, tylko słuchać.
„Big Whiskey and the GrooGrux King” jest kolejnym albumem Dave Matthews Band, po który postanowiłem sięgnąć. Jak dotąd nie zawiodłem się na żadnej płycie zespołu, który za każdym razem zadziwia mnie umiejętnością mieszania stylów, których mieszać się nie powinno. Wysoką pozycję w moim rankingu ulubionych wykonawców DMB zyskali również dzięki fenomenalnym koncertom. Ciągle liczę na to, że przynajmniej jeden z dwóch występów, na których byłem w 2019 roku, ukaże się na płycie, co, biorąc pod uwagę działalność wydawniczą grupy, wcale nie jest takie niemożliwe.
Sporo czytałem w zeszłym miesiącu o Led Zeppelin, nie chcąc jednak po raz kolejny wracać do dokonań zespołu, postanowiłem sięgnąć po solowe płyty Roberta Planta. By nie potęgować szoku wywołanego zarazą i wczesnowiosenną alergią, skupiłem się na dwóch pozycjach stosunkowo bliskich dokonaniom macierzystego zespołu wokalisty. O ile na pierwszym po rozpadzie grupy albumie zatytułowanym „Pictures at Eleven” Robert Plant nie do końca wiedział jeszcze, jaki obrać kierunek, to na „Fate Of Nations” doskonale odnalazł się w oku grunge’owego cyklonu. Emocje przeplatające się z doświadczeniem złożyły się na przepiękną płytę przesiąkniętą duchem Led Zeppelin.
Zastanawiam się, czy byłem kiedyś na tyle nierozsądny, by zdanie „Ray Wilson był najlepszym wokalistą Genesis.” wypowiedzieć na głos? Mój stosunek do rocka progresywnego, nawet jeśli nie jest powszechnie znany i mało kogo interesuje, nie powinien dziwić, bo przecież pierwszych płyt Yes, Genesis, czy, dla przykładu tylko, Camel nie daje się zwyczajnie słuchać. Mam nadzieję, że, gdy w ziemię znów uderzy asteroida, wszystkie te progresywne suity z niekończącymi się jękami i klawiszowymi pasażami nigdy nie zostaną odnalezione przez nowy gatunek zasiedlający planetę. A nawet gdyby, to liczę na to, że będzie on mądrzejszy od homo sapiens i nie weźmie tych dźwięków na poważnie.
Uważam Raya Wilsona za świetnego wokalistę, a „Calling All Stations” bez wątpienia jest moją ulubioną płytą z repertuaru Genesis. To dlatego mogłem sformułować myśl podobną do przytoczonego powyżej zdania, które w ostatnim tygodniu poddałem weryfikacji. Obejrzałem dwa koncerty Genesis udostępnione przez zespół w sieci na czas pandemii. Projekcję pierwszego z nich, „Three Sides Live”, ledwo dźwignąłem. Zawsze pełen samokrytycyzmu, tym razem naprawdę byłem z siebie dumny. Wytrzymałem, a mogłem z nudów zasnąć snem wiecznym. Inaczej rzecz się miała w przypadku kolejnego koncertu, zarejestrowanego w Birmingham podczas The Mama Tour. Pomijając wycieczki w dalszą muzyczną przeszłość zespołu (jęki i pasaże), przeważał tu już repertuar bardziej piosenkowy, co znacznie ułatwiało odbiór osobie o tak słabo wyszlifowanym guście, jak mój. Phil Collins daje popis nie tylko wokalny, ale i aktorski, ale przecież zdolności w tym zakresie przejawiał już w czasach, gdy uczęszczał do szkoły aktorskiej. I jeśli gdzieś tam przed monitorem jest jeszcze jakiś frustrat chcący błysnąć odmienną od większości opinią na temat wokalistów Genesis, to radzę zobaczyć, co Phil robi podczas wykonania na żywo utworu, od którego nazwę wzięła cała trasa. No, i nie zapominajmy jeszcze, że wcześniej w Genesis śpiewał Peter Gabriel. Nawet jeśli jego geniusz da się dostrzec dopiero na wysokości czwartej solowej płyty, to jednak wokalistą Genesis był. Przykro mi Ray.
Byłbym zapomniał. Na „Pictures at Eleven” bębnił Phil Collins, więc gdyby ktoś nadal uważał go za kiepskiego wokalistę, to zawsze może powiedzieć, że przynajmniej jest niezłym perkusistą, bo przecież kiepskiego gość grający wcześniej z Johnem Bonhamem do współpracy by nie zaprosił. Cieszę się, że mogłem pomóc,
a teraz lista:
1. Pearl Jam „Gigaton” (2020)
2. Madness „One Step Beyond…”
3. Dave Matthews Band „Big Whiskey And The GrooGrux King”
4. Robert Plant „Fate Of Nations”
5. U2 „Live In Berlin, 13.11.2018” (2020)
6. Ray Wilson „Genesis vs. Stiltskin – 20 Years and More”
7. Herbie Hancock „Empyrean Isles”
8. The Police „Zenyatta Mondatta”
9. David Bowie „Aladdin Sane”
10. Sting „…Nothing Like The Sun”
11. Coldplay „Everyday Life”
12. DEVO „Freedom of Choice”
13. David Bowie „Scary Monsters (And Super Creeps)”
14. Manu Chao „Clandestino”
15. The Blues Brothers „Live – The Closing Of Winterland, 31.12.1978”
16. Simply Red „Blue Eyed Soul”
17. Depeche Mode „Violator”
18. U2 „No Line On The Horizon”
19. The Rolling Stones „Beggars Banquet”
20. Robert Plant „Pictures at Eleven”
Gdyby nie te niepotrzebne uwagi o suitach, uznałaby to za świetny tekst 😉
🙂