Liam Gallagher „MTV Unplugged”

Na początku lat 90. ubiegłego wieku MTV wpadła na pomysł koncertów „bez prądu”. Powodzenie serii zbiegło się z niesamowitym wzrostem popularności muzyki rockowej. Nie bez przyczyny po latach na dźwięk słowa „unplugged” jednym tchem wymienia się Nirvanę, Pearl Jam i Alice In Chains, a koncert Erica Claptona wydany na płycie sprzedał się w nakładzie kilkudziesięciu milionów egzemplarzy. Trudno dziś w to uwierzyć, gdy najpopularniejsi wykonawcy marzą o podobnej liczbie odtworzeń w serwisach streamingowych.

Liam Gallagher, w czasach, gdy Oasis byli u szczytu popularności, miał szansę zapisać się na stałe w kronice MTV Unplugged. I faktycznie się zapisał, tyle, że spektakularnym pokazem własnej głupoty. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, 23 sierpnia 1996 roku w Royal Festival Hall akustycznym koncertem Oasis mieli spuścić powietrze z balonu napompowanego do granic możliwości dwoma koncertami w Knebworth, które obejrzało ćwierć miliona fanów. Wydarzenie miało być jednym z ostatnich elementów triumfalnego pochodu zespołu po wydaniu multiplatynowego albumu „(What’s The Story) Morning Glory?”. Kilka minut przed występem Liam odmówił wyjścia na scenę, wykręcając się bólem gardła. Z kół zbliżonych do źródeł dobrze poinformowanych donoszono, że wokalista pokłócił się z bratem. Wersję tę zdają się potwierdzać fakty. Przewidzianego do rejestracji koncertu nie przełożono, Noel wystąpił w roli nie tylko gitarzysty, ale i wokalisty, a siedzący na balkonie Liam ciskał przekleństwa w kierunku sceny. Od tamtych wydarzeń minęło niemal ćwierć wieku. Liam dalej się gotuje i wyzywa brata, ale dziś motywem przewodnim wydaje się być reaktywacja Oasis.

Wraz z premierą „Why Me? Why Not.”, drugiej solowej płyty Liama Gallaghera, MTV zaproponowała artyście nagranie akustycznego koncertu. Występ odbył się 3 sierpnia 2019 roku w Kingston upon Hull. Repertuar wypełniły utwory z dwóch płyt solowych wokalisty, a także utwory Oasis. Niewiele da się o płycie napisać ciekawego. Wykonania utworów są oczywiście poprawne. Aranżacyjnie nie natkniemy się tu jednak na żadne smaczki. Są soulowe chórki, smyczki, fortepian i organy. W stosunku do oryginałów zmiany są jednak niewielkie. O tym, że album się ukaże wiadomo było z pewnością już na etapie planowania, dziwne zatem, że Liam nie zadbał o to, by frajdę miała nie tylko zgromadzona w Hull City Hall publiczność, ale także fani, którzy nabędą płytę. Czym innym bowiem jest uczestnictwo w koncercie na żywo, a czym innym odsłuchiwanie nagrania w domu. Jedyną niespodzianką jest „Sad Song” pochodząca z czasów debiutu Oasis. Gdyby nie ciągłe zaczepki Liama pod adresem brata, fakt że w studyjnym pierwowzorze spiewał Noel możnaby uznać za hołd złożony gitarzyście i głównemu kompozytorowi grupy. W piosenkach Oasis na gitarze wokalistę wsparł Bonhead, ale też nie jest on gitarzystą charakterystycznym, którego gra wnosi do utworów jakiś znaczący pierwiastek, wiec traktować to należy wyłącznie w kategoriach ciekawostki. Na płycie zabrakło nawet wykonanego tamtego wieczoru „Natural Mystic” Boba Marleya.

„MTV Unplugged” Liama Gallaghera to płyta do bólu zachowawcza, niemal nudna. Włączając odtwarzacz słuchacz ani się obejrzy, gdy wybrzmiewać będą ostatnie dźwięki zamykającego całość „Champagne Supernova”. Można posłuchać, ale czy za dwa miesiące ktokolwiek będzie o tej płycie pamiętał? Śmiem wątpić. Liam Gallagher nie zrobił tego, co robi każdy szanujący się trener piłkarski, zanim wypuści swoją drużynę na boisko. Pobieżna nawet analiza dziesiątek wcześniejszych płyt z serii wydanych przez konkurentów pozwoliłaby przecież na stworzenie albumu o wartości większej, niż epizod w oczekiwaniu na nowy album studyjny, bądź reaktywację Oasis.