Mudhoney „Pedazo De Pastel”
Jak można powiedzieć o klasowym przystojniaku, na którego oczach mniej urodziwi koledzy umawiają się z najładniejszymi dziewczynami w szkole? Ciapciak, fajtłapa, gamoń, oferma, trąba, czy może fujara? Pewnie każde z tych określeń świetnie by pasowało, ale nie o rozwiązywaniu nastoletnich dylematów to opowieść. Zwyczajnie nasunęła mi się analogia z sytuacją, w jakiej na początku lat 90. znalazła się wytwórnia Warner Bros. Na scenie rockowej północno-zachodnich Stanów Zjednoczonych kotłowało się już od dłuższego czasu. Columbia podpisała kontrakt z Alice In Chains, A&M z Soundgarden, Mercury z Mother Love Bone, Epic z Pearl Jam i Screaming Trees, a DGC z Nirvaną. Gdzie byli wówczas włodarze Warnera? Spali? Wyjechali na wakacje z rodzicami? A może konkurenci zatrzasnęli ich w toalecie? Gdy w końcu zorientowali się, że tylko oni zostali bez pary przed studniówką, do wzięcia pozostawał już tylko Mudhoney – dziewczyna, która w szkolnych wyborach miss pozostawała absolutnie bez szans.
By nie robić sobie obciachu, Warner do kontraktu z Mudhoney podstawił całkowicie od siebie zależnego kuzyna – Reprise Records. Pierwszym wydawnictwem zespołu w barwach wytwórni był album „Piece of Cake”. Recenzje nie były zbyt pochlebne, ale nie to było najgorsze. Album dotarł zaledwie do 189. miejsca na amerykańskiej liście Billboard Top 200. I to byłoby wszystko, jeśli chodzi o pobyt grupy w mainstreamie, bo kolejna płyta zatytułowana „My Brother the Cow” ukazała się już w czasach, gdy o grunge’u niemal całkowicie zapomniano. Szkolni koledzy uganiali się już za dziewczynami na studiach, tymczasem Reprise przed rozwodem z Mudhoney zmuszona była wydać jeszcze „Tomorrow Hit Today”. Po kilku latach tułaczki Mudhoney wrócili pod skrzydła Sub-Pop, w której Warner wykupił połowę udziałów, i dziś wszyscy wydają się zadowoleni. Warner nie musi zajmować się czymś, na czym kompletnie się nie zna, a Mudhoney ma lojalnego wydawcę i wierną publiczność, nie łudząc się, że kiedyś trafi na salony.
Na wydanym właśnie minialbumie Mudhoney zamieścili kilka numerów, które zarejestrowali z myślą o „Piece Of Cake”. Ostatecznie na płytę nie trafił tylko prezentowany po raz pierwszy „Knock It On The Door”. Pozostałe utwory nie różnią się w swym zarysie od wersji znanych z płyty. Jest w nich odrobinę więcej przestrzeni i surowości, są nieco bardziej kaloryczne. Dlatego „Pedazo De Pastel” to gratka dla zdeklarowanych fanów zespołu, bo tylko oni będą w stanie wychwycić niuanse, soczystość gitar i kakofoniczną improwizację w „Take Me There”, czy rozgrzewającą żołądek końcówkę „When In Rome”. A jeśli ktoś nie słyszał nigdy „Piece Of Cake”, to dostaje do rąk koncentrat, który po rozcieńczeniu nie okazuje się aż tak słaby, jak chcieli tego dawniej krytycy.
Świetny jak zawsze tekst! Zabawne porównania i rzetelna ocena zdecydowanie zachęcają do sięgnięcia po płytę i zapoznania się z twórczością zespołu 🙂
Merci 🙂