MC Solaar „Qui sème le vent récolte le tempo”

Początek lat 90. przyniósł rozkwit muzyki gitarowej. Rockowa nawałnica mająca swój początek w północno-zachodnim krańcu Stanów Zjednoczonych była nie do zatrzymania, ale równolegle rozwijała się scena hip-hopowa. Biała amerykańska młodzież buntowała się przy pomocy gitar, a wyrazem niezgody na otaczającą rzeczywistość czarnoskórych stał się rap. Cypress Hill, Snoop Doggy Dog, Public Enemy, Ice-T i Fugees przeżywali szczyt popularności, koegzystując z wykonawcami rockowymi. Przepływ publiczności odbywał się głównie w kierunku rapu, a przyczyną rozhermetyzowania zamkniętej dotąd sceny było to, że hip-hop w tamtym czasie nie ograniczał się wyłącznie do rytmu i tekstów.

Pod pewnymi względami podobne warunki sprzyjały rozwojowi sceny hip-hopowej po drugiej stronie Atlantyku. Powojenny kryzys spowodował otwarcie się Francji na emigrantów pochodzących z dawnych kolonii francuskich w Afryce. Napływ siły roboczej z Senegalu, Wybrzeża Kości Słoniowej, czy Algierii, wywołał komplikacje na rynku mieszkaniowym. Antidotum na braki w tym zakresie miał okazać się system budowy mieszkań dla najmniej zarabiających, tzw. HLM. Na przestrzeni kilkudziesięciu lat zbudowano kilka milionów mieszkań, tyle, że, rozwiązując doraźne problemy, twórcy programu nie przewidzieli skutków społecznych, jakie musiały pojawić się w przyszłości. Kolejne pokolenia zamkniętej w gęsto zurbanizowanych gettach ludności pochodzenia afrykańskiego zaczęły funkcjonować na obrzeżach wielkich miast i to właśnie tam zaczęła rodzić się francuska subkultura hip-hopowa, będąca głosem pozbawionej perspektyw młodzieży, zepchniętej na margines społeczeństwa.

Claude M’Barali urodził się w Senegalu, ale jego rodzice byli obywatelami Czadu. Zaniepokojeni sytuacją polityczną w kraju ostatecznie znaleźli schronienie nad Sekwaną. Początkowo mieszkali w podparyskim Saint-Denis, blokowisku graniczącym z północnym fragmentem obwodnicy Paryża, wyznaczającej ramy administracyjne stolicy Francji. Po przenosinach do położonego na południowym-wschodzie aglomeracji paryskiej Maisons-Alfort i, jakiś czas później, nieco dalej na południe do Villeneuve-Saint-Georges, Claude M’Brali, jako MC Solaar, dołączył do hip-hopowego kolektywu Le Posse 501, skupiającego raperów, tancerzy i grafficiarzy. Przez szeregi grupy przewinęli się Soon E MC, Bambi Cruz, Ménélik, a także kluczowa dla dalszej kariery MC Solaara postać – producent Jimmy Jay, który odpowiedzialny jest za debiutancki album rapera, zatytułowany „Qui sème le vent récolte le tempo”.

Płyta ukazała się jesienią 1991 roku, ale już rok wcześniej pojawił się singel „Bouge de là”, który muzycznie dawał pewne pojęcie o całości, ale w warstwie lirycznej mógł lekko wprowadzać w błąd. MC Solaar przemierza Paryż, rozpoczynając wędrówkę w miejscu zamieszkania (Maisons-Alfort), snując się przez Gare de Lyon i Boulevard Barbès, w humorystyczny sposób opowiadając o napotkanych ludziach. Myli się, gdy sąsiadka prosi go o zdjęcie pieska (sięga po Magnum, pewnie źle zrozumiał), na pytanie innej niewiasty o to, czy lubi zwierzęta, odpowiada, że owszem, dobrze posolone i przypieczone. Wszystkie spotkane osoby każą bohaterowi spadać („bouge de là”).

Obok typowej dla hip-hopu apoteozy rapu, jako stylu życia, zawartej w tytułowym „Qui sème le vent récolte le tempo”, w pozostałych tekstach MC Solaar, już zupełnie na poważnie, komentuje nurtujące go problemy. W „Matière grasse contre matière grise” rozprawia się z niesprawiedliwością świata i totalitaryzmami tłumiącymi wolność jednostki. Bawi się przy tym słowem („Franprix, Uniprix, Viniprix, Monoprix, saloperies” – tu wymienia popularne marki francuskich marketów, z którymi świetnie rymuje się „brud”), nie pozostawiając suchej nitki także na kapitalizmie, co podsumowuje zdaniem „Ce monde caca-pipi-caca-pipitaliste”, gdzie „caca” i „pipi” to dwa składniki stanowiące typowe wypełnienie dziecięcej pieluchy. W „À temps partiel” przekonuje, że posiada niezbędny certyfikat do uprawiania swego rzemiosła („Une maîtrise du microphone” – mistrz mikrofonu), choć prawdziwy raper i tak jest przecież samoukiem. W przejmujący sposób opowiada o nieszczęśliwej miłości („Caroline”) wznosząc się na wyżyny hip-hopowej poezji wersem „L’as de trèfle qui pique ton cœur” (do rozszyfrowania ze słownikiem). Pamiętając o tym, że Paryż jest stolicą mody, nietrudno odgadnąć tematykę poruszoną w „Victime de la mode”. MC Solaar unika typowego dla rapu agresywnego języka, stawiając na wyrafinowanie i finezję.

W języku francuskim jest dwukrotnie więcej samogłosek, niż w języku polskim, a to sprawia, że sam tekst posiada własną melodię. Tyle, że i bez tego na „Qui sème le vent récolte le tempo” muzycznie sporo się dzieje. Jako autor zdecydowanej większości muzyki zawartej na płycie wskazany jest Christophe Viguier, bo tak naprawdę nazywa się Jimmy Jay. Pamiętajmy jednak, że początek lat 90. ubiegłego wieku był momentem, w którym przemysł muzyczny szukał odpowiedzi na pytanie, czy sampling uznać można za działanie twórcze? Za idealny materiał badawczy posłużyć może właśnie debiutancka płyta MC Solaara, której warstwa muzyczna stanowi fenomenalny popis didżejski, czerpiący pełnymi garściami z archiwum soulu, jazzu i funky lat 70. „Bouge de là” opiera się na przyspieszonym rytmie „Feel Good”, zapomnianego już dziś zespołu Fancy, natomiast linia melodyczna to zapętlony fragment „The Message”, brytyjskiej funkowej grupy Cymande. „Qui sème le vent récolte le tempo” niesie motyw zaczerpnięty z wykonywanego przez Lou Donaldsona utworu „One Cylinder”. W „Armand est mort” wyraźnie słychać „Inner City Blues (Make Me Wanna Holler)” Marvina Gaye’a, nałożony na beat wyjęty z „N.T.” Kool and The Gang, a w „L’histoire de l’art”, w którym MC Solaara wspomaga Soon E MC, na pierwszym planie pojawia się „Play It For Me (One More Time)” Aquarian Dream, a na drugim „Bodyheat” Jamesa Browna. Połączone ze sobą fragmenty „The Institute” i „The Funk If I Know” Watsonian Institute z doklejoną gitarą ze „Smiling” w wykonaniu The Meters to jednak coś więcej, niż tylko inspiracja. Mimo, że Jimmi Jay wykonał ogromną robotę producencką, przypisywanie mu autorstwa muzyki musi być uznane za spore nadużycie, nawet jeśli do stworzonych przez innych artystów puzzli dodał własne, nie mniej istotne, elementy. Tyle, że zwycięzców nikt nie sądzi.

Album „Qui sème le vent récolte le tempo” MC Solaara okazał się jednym z milowych kroków na drodze ewolucji endemicznego gatunku, jakim w kilka lat po premierze okazał się francuski hip-hop. Oczywiście artystyczny ferment szybko utorował sobie drogę do głównego nurtu, a jego przedstawiciele spotkali się z zarzutem zaprzedania ideałów, ale MC Solaar już na zawsze pozostał ikoną. Jego pierwsze cztery albumy są nie lada gratką dla kolekcjonerów, jest bowiem wielce prawdopodobne, że nieprędko powrócą na sklepowe półki. Stało się tak za sprawą sporu między MC Solaarem a wytwórnią Polydor. Po niezwykłym sukcesie „Prose Combat”, następcy „Qui sème le vent récolte le tempo”, MC Solaar przygotował materiał na podwójny album. Wbrew zamysłowi artysty, wydawca zdecydował o wypuszczeniu dwóch pojedynczych płyt w niewielkim odstępie („Paradisiaque” w 1997 roku i „MC Solaar” w 1998 roku). Raper skierował sprawę do sądu, uzyskując orzeczenie potwierdzające złamanie przez wydawcę postanowień kontraktu, polegające na niewydaniu przedstawionych przez artystę nagrań w ustalonym terminie. Skutki batalii poszły jednak nieco dalej, bo dziś wytwórnia, pomimo posiadania praw autorskich do albumów, nie może ich opublikować w żadnej formie ze względu na brak umowy z artystą.