Książki, czy muzyka?

Zastanawialiście się kiedyś, jaka jest różnica między sprzedawcą winyli w małym sklepiku a właścicielem równie małego antykwariatu? Ja się nad tym nie zastanawiałem, dopóki nie sięgnąłem po książkę Bythella Shauna zatytułowaną „Pamiętnik księgarza”. Na okładce wydawca twierdził, że książka jest pełna szkockiego poczucia humoru, co uczyniło mnie bezbronnym w obliczu blurbów zamieszczonych nieco niżej, pochodzących od redakcji kilku opiniotwórczych tytułów prasowych. „Ciepła i dowcipna. Będziecie parskać śmiechem.” pisał „Daily Mail”, „Niezwykle zabawna (…). Bythell z pasją dowodzi, jak ważne są książki.” obwieszczał „Observer”, czy „Pełna fascynujących osobowości.” jak głosił Herald. Po takich rekomendacjach pędziłem z wolumenem do kasy, a towarzyszyło temu uczucie porównywalne z wewnętrzną euforią odczuwaną przez hazardzistę, któremu znajomy makler dał cynk o walorach, których indeksy nazajutrz poszybują w górę na parkiecie. Tymczasem już na drugi dzień wydane pieniądze oceniałem w kategorii straty, a nie inwestycji.

„Pamiętnik księgarza” przeczytałem do połowy. Ostatni raz podobny incydent przytrafił mi się, gdy ponad ćwierć wieku temu po raz pierwszy podszedłem do „Procesu” Franza Kafki. Tyle, że wtedy los Józefa K. wstrząsnął mną do tego stopnia, że nie byłem w stanie dokończyć powieści. Ewidentny przejaw geniuszu pisarza albo mojej słabej kondycji psychicznej. Natomiast w przypadku książki Bythella Shauna stężenie nudy osiągnęło poziom zagrażający życiu. O mały włos doszłoby u mnie do zatrzymania akcji serca. Swoją drogą, zastanawiam się, czy gdyby znaleziono przy mnie tę zabawną książkę, to patolog w raporcie napisałby „śmierć z przyczyn naturalnych”, czy jednak jakiemuś dociekliwemu prokuratorowi udałoby się postawić odpowiednie zarzuty autorowi, wydawcy i dystrybutorom. „Pamiętnik księgarza” rozśmieszyć może wyłącznie bibliotekarza, który z wyższością etatowego pracownika książnicy utrzymywanej za publiczne pieniądze spogląda na nieudaczników walczących o przetrwanie w antykwariatach.

Gdy ciśnienie krwi wróciło mi do normy, stwierdziłem, że większość lektur na coś jednak się przydaje. Tak było również w przypadku książki Shauna, bo po przeczytaniu jej połowy dowiedziałem się czegoś o sobie. Otóż, mimo iż uwielbiam czytać, wiem już na pewno, że za żadne skarby nie chciałbym handlować książkami. Co innego płyty! Powiecie, subtelna różnica, niemal żadna. I tu absolutnie się z Wami nie zgodzę. Wróćcie pamięcią do szkolnych lat. Czy z fajniejszymi dziewczętami umawiali się chłopacy garbiący się pod ciężarem książek dźwiganych w plecaku, czy może ci, którzy nosili w tornistrze kasety, przewijając na lekcjach taśmę ołówkiem, by zaoszczędzić prąd w baterii? Jeśli jeszcze macie wątpliwości, przeczytajcie „Wierność w stereo”. Bohaterowie Nicka Hornby’ego uwielbiają muzykę. Rob Fleming jest właścicielem sklepu muzycznego w Londynie o dźwięcznej nazwie Championship Vinyl. Zatrudnia dwóch pracowników, Dicka i Barry’ego, których różni niemal wszystko. Pierwszy jest cichy i nieśmiały, drugi zwariowany, poniewierający klientów szukających na półkach beznadziejnej muzyki. Ich jedyną wspólną cechą jest pasja. Hornby z niezwykłą precyzją kreśli charaktery postaci. Czytelnicy uśmiechają się pod nosem, bo między wierszami dostrzegają własne odbicie. Czy wiecie, na ile sposobów możecie ułożyć winyle na regale? Potraficie wymienić od ręki pięć piosenek o śmierci? Czy naprawdę jesteście lepsi od innych tylko dlatego, że znacie płytę, która sprzedała się na świecie w nakładzie tysiąca egzemplarzy?

W przeciwieństwie do pasji czytelniczej, muzyka nie tylko dostarcza przyjemności, ale także staje się nośnikiem wspomnień, bo czy pierwszy pocałunek może komukolwiek skojarzyć się z książką w tym samym dniu wypożyczoną z biblioteki? O tym właśnie jest – czasem zabawna, czasem refleksyjna, czasem wzruszająca, a czasem gorzka – książka Nicka Hornby’ego. I wiem to na pewno! Mając wybór, wolę sprzedawać płyty! Chociaż w czasie, gdy do sklepu nie będą zaglądać klienci, z pewnością będę czytał jakąś frapującą książkę.

Ciekawostki:

– Nick Hornby wielokrotnie padał ofiarą swobodnego „przekładu” tytułów nie tylko swoich powieści, ale i ich ekranizacji. „Wierność w stereo”, w oryginale „High Fidelity”, została przekształcona przez polskiego dystrybutora filmu z Johnem Cusackiem i Jackiem Blackiem w „Przeboje i podboje”.

– „Wierność w stereo” ukazuje miłośnika muzyki podejmującego starania, by pasja stanowiła jednocześnie źródło dochodu. Druga strona medalu – fan poszukujący białych kruków – ukazana została w wydanej w 2009 roku książce Hornby’ego, zatytułowanej „Juliet, naga”. To fenomenalne studium przypadku również trafiło na duży ekran, tym razem w Polsce pod wywołującym drżenie kolan tytułem „Też go kocham”.

– O tym, jak wiele może człowiekowi dać muzyka przeczytacie także w kolejnej powieści Hornby’ego „Był sobie chłopiec”. Bo czy jest coś piękniejszego, niż czerpanie dochodów z tantiem za utwór, który skomponował ojciec? Obok brawurowej roli Hugh Granta i muzyki Badly Drawn Boya w filmowej adaptacji książki nie da się przejść obojętnie.

– Muzykę uwielbiają nie tylko bohaterowie stworzeni przez Nicka Hornby’ego, ale i sam pisarz. Nieprzetłumaczona dotąd na język polski książka „31 Songs” zawiera zbiór esejów o utworach jego życia.

– Jeśli nie wiecie, co to blurb, szukajcie odpowiedzi w internecie, będziecie mogli błysnąć przed dzieckiem, pod warunkiem, że wie co to książka.