Patrycja Gryciuk „450 stron”
Patrycja Gryciuk zadebiutowała nie tak dawno powieścią zatytułowaną „Plan”. Szczerze przyznam, że jej nie przeczytałem i plan ten (nomen omen) ostatecznie zarzuciłem. Nie jest jednak tak, że treść, czy poszczególne wątki, powieści są mi obce. Opowiedziała mi ją, jak zwykle z wielką dbałością o detale, moja mama. Osobisty audiobook zapoznał mnie oczywiście z zakończeniem książki, co spowodowało, że jej czytanie straciło na atrakcyjności, ale pozwolił również wyrobić w sobie przekonanie, że jest ona adresowana głównie do żeńskiej części czytelników, czego Autorka zresztą od początku nie kryła.
Nie zmieniając płci, postanowiłem sięgnąć po najnowszą propozycję Patrycji Gryciuk, zanim znowu usłyszę opowieść o scenie finałowej od Audiobooka i muszę powiedzieć, że jestem pod ogromnym wrażeniem wątku kryminalnego, jaki Autorka poprowadziła w swojej nowej powieści. To naprawdę intryga najwyższych lotów. Początkująca pisarka zderzająca się z machiną przemysłu wydawniczego to chyba, nieco z przymrużeniem oka, wstawka autobiograficzna, ale plagiaty, zniesławienie, przemysł farmaceutyczny i uwikłanie bohaterki w policyjne śledztwo ze zdjęciami odciętych palców w aktach, to, mam nadzieję, już tylko wyobraźnia Autorki. Jeśli John’a Grisham’a dotknąłby kryzys twórczy, do dnia premiery „450 stron” spokojnie mógł ukraść Patrycji Gryciuk pomysł na kolejny thriller. Chętnie wtedy reprezentowałbym Autorkę w sądzie. Sprawy może byśmy nie wygrali, ale z pewnością byłoby ciekawie. Dlaczego na myśl przyszedł mi Grisham? Jestem przekonany, że mistrz prawniczego thrillera wyrzuciłby z nielegalnie nabytej powieści wątek miłosny i, prowadząc fabułę przez labirynty amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, stworzyłby prawdziwie męski kryminał.
„450 stron” powinien przeczytać każdy student prawa mający po zajęciach z prawa autorskiego kłopoty z odróżnieniem plagiatu od inspiracji. To samo powinni zrobić, przynajmniej ci, którzy potrafią, celebryci, którzy nagle, z dnia na dzień, stali się pisarzami/autorami, jakże barwnie i umiejętnie czarującymi słowem na kartach książek autobiograficznych. W końcu, ku przestrodze, po powieść Patrycji Gryciuk powinni sięgnąć uczniowie wszelkich szczebli edukacji i kierunków, kupujący prace dyplomowe od ghostwriterów grasujących w Internecie. Tu nachodzi mnie taka refleksja, że z ghostwritingiem jest jak z dopingiem w sporcie. Nie jest on uczciwy, ale wygrywanie ma w sobie coś uzależniającego. Dlaczego o tym piszę? Dowiecie się po przeczytaniu „450 stron”.
Niepotrzebnie w promocji książki wydawnictwo kładzie nacisk na jej kobiecość. Niemal na wstępie zniechęca tym znaczną część mężczyzn. W końcu, ilu z nas wieczorem wkłada szpilki i pończochy? A te damskie fragmenty powieści naprawdę da się przetrwać, nie mdli od nich nawet odrobinę. To nie harlequin z domieszką kryminału.
W książce pojawia się również muzyka. Główna bohaterka uwielbia Bryana Adamsa. Da się żyć, mogło być gorzej. A na poważnie, „450 stron” to wciągająca lektura na nadchodzące jesienne wieczory, z tym, że spędzicie nad książką Patrycji Gryciuk najpewniej jeden, zakończony mocną kawą o świcie.