Majka Jeżowska @ Rynek, Świdnica, 3.06.2017
Od dłuższego czasu śledziłem profil Majki Jeżowskiej i wyczekiwałem momentu, gdy będzie grała w promieniu 150 km, aby móc wybrać się na jej koncert. W końcu gruchnęła wieść, że 3 czerwca zagra w Świdnicy. Jedziemy! Wsiedliśmy z córką do samochodu ze sporym zapasem czasu. I całe szczęście, bo choć drogę znam na pamięć, to nie wiedziałem, że jej fragment jest całkowicie zamknięty dla ruchu. Początek objazdu oznaczony był w sposób niebudzący wątpliwości, szkoda tylko, że później ciężko było znaleźć znak pokazujący, gdzie skręcić. Denerwowałem się chyba bardziej, niż gdybym jechał na koncert któregoś z moich ulubionych zespołów. Na szczęście zdążyliśmy na czas. Weekend po Dniu Dziecka zafundował przepiękną czerwcową pogodę, wymarzoną na plenerową imprezę dla najmłodszych.
Majka Jeżowska jest jak The Rolling Stones. Nie dlatego, że taka wiekowa, ale dlatego, że jest, od kiedy sięgam pamięcią. Podobnie jak w muzyce pop, tak i w piosenkach dla dzieci, nie pojawia się w ostatnich latach nic godnego uwagi. Oczywiście nowym wykonawcom, trudno zbliżyć się do poziomu tekstów Agnieszki Osieckiej i Jacka Cygana, czy muzyki Krzysztofa Marca, ale przecież trzeba próbować. A tych prób jest bardzo mało. Być może jest to spowodowane tym, że początkujący wykonawcy wolą zostać gwiazdami talent show, niż śpiewać dla dzieci, a dla uznanych muzyków twórczość dziecięca jest mało atrakcyjna w czasach, gdy muzykę można tworzyć na komputerze w zaciszu domowym. Trochę szkoda, bo gdy słyszę Zbigniewa Wodeckiego śpiewającego o Pszczółce Mai, utwór otwierający program telewizyjny o Panu Tik-Taku, Fasolki albo ścieżkę dźwiękową do Pana Kleksa, to mam wrażenie, że dzisiejsze dzieci coś jednak tracą. Najjaskrawiej słychać to, gdy na składankach dla dzieciaków dawne przeboje zestawione są z nowszymi produkcjami. Na szczęście z muzyką dla maluchów jest jak z magazynami dla przyszłych mam. Artykuły o karmieniu piersią można zamieszczać co dziewięć miesięcy, bo przecież nikt tych gazet nie prenumeruje latami. Do muzyki dla dzieci też wraca się maksymalnie kilka razy w życiu, w dodatku, raz na jakiś czas.
Gdy pojawiliśmy się na świdnickim rynku, na scenie śpiewała grupa Rozśpiewanych Dzieciaków Gminy Świdnica. Z zapowiedzi między kolejnymi piosenkami dowiedzieliśmy się, że przygotowywana jest płyta z autorskimi piosenkami oraz koncert, na którym miejsce podkładu płynącego „z taśmy” zajmie „żywy” zespół. Muszę przyznać, że zarówno teksty, jak i aranżacja muzyki, zrobiły na nas wrażenie, bo zabrakło w nich dominującego dziś traktowania dzieci, jako mało wymagającej części odbiorców sztuki. Jednym słowem, czekamy na płytę.
Jak przystało na gwiazdę, Majka Jeżowska spóźniła się dwadzieścia minut. Nie sądzę, by był to przejaw gwiazdorstwa, może po prostu jechała tą samą drogą, którą wcześniej my zmierzaliśmy do Świdnicy. Dziecię wypuściłem pod samą scenę, bo gdzie indziej stoją prawdziwi fani? Majka Jeżowska pojawiła się na estradzie chwilę po 13 i koncert rozpoczął się od „Wszystkie dzieci nasze są”. To mniej więcej tak, jakby AC/DC zagrali na samym początku „Highway To Hell” a Hitchcock zafundował nam jeszcze w trakcie napisów początkowych trzęsienie ziemi. Jakby tego było mało, następnym wykonanym utworem był „A ja wolę moją mamę”. Na scenie Majce Jeżowskiej towarzyszyły Asia i Kasia, roztańczone bliźniaczki, które między utworami rozdawały plakaty i płyty widzom wytypowanym przez wokalistkę. Nieskromnie powiem, że jeden z plakatów otrzymałem ja. Pewnie dlatego, że wśród maluchów w pierwszych rzędach odznaczałem się sporym wzrostem i trudno było mnie przeoczyć.
Majka Jeżowska sporo zagadywała do publiczności i to nie tylko do dzieci, ale i do zgromadzonych pod sceną rodziców. Przed „Najpiękniejszą w klasie”, utworem bardziej znanym z tekstu „hulali po polu i pili kakao”, zapytała, kto na widowni jest zakochany? Chyba niewiele rąk powędrowało do góry, bo po chwili stwierdziła, że zadziwiająco mało osób, jak na taką ilość dzieci.
Miłym akcentem było wspomnienie Zbigniewa Wodeckiego, jako jednej z najwspanialszych postaci polskiej sceny muzycznej, odznaczającej się klasą, jaką dziś już trudno zaobserwować w naturze [przyp. aut.]. Oczywiście Majka Jeżowska przywołała Pana Zbyszka w sposób odpowiedni dla najmłodszych widzów, po czym wykonała „Znajdziesz mnie znowu” z jego repertuaru. Przed „Idą wakacje” widzowie przeszli przyspieszony kurs zumby, a po piosence najlepsze tancerki na widowni otrzymały prezenty. Nie zabrakło też „Kolorowych dzieci”, którego to utworu tekst niedługo będę znał na pamięć. Koncert zakończyło wykonanie „Marzenia się spełniają”. Majka Jeżowska powiedziała, że wszyscy jesteśmy dziećmi i nigdy nie jest się za starym na cokolwiek. Może i bym w to nie uwierzył, gdyby nie Stonesi.
Występ Majki Jeżowskiej w Świdnicy trwał godzinę. Szkoda, że artystce nie towarzyszył zespół złożony z muzyków grających na żywo. Domyślam się, że taki stan rzeczy wymuszają realia polskiego rynku koncertowego. Zabrakło też moshpitu, crowd surfingu i wall of death, ale wobec rumieńców na twarzy dziecka i pytania, czy pojedziemy jeszcze kiedyś na Majkę, nie ma to najmniejszego znaczenia, bo wiem, że nie był to czas zmarnowany. Moment, gdy jadąc na koncert będę kupował jeden bilet więcej zbliża się nieubłaganie.
A! Były też zdjęcia i autografy.