Pearl Jam. Dziennik z trasy: 21-24 czerwca 2018 – Mediolan, Werona, Padwa.
Z koncertu The Killers ewakuowałem się zanim na dobre się zaczął. Stwierdziłem, ze więcej pożytku przyniesie ujrzenie katedry Duomo nocą i nie myliłem się. Bergamo ze swoją starówka zrobiło na mnie ogromne wrażenie, ale coś w środku ciągnie mnie ku metropoliom. Mediolan spokojnie aspirować może do miana jednego z najpiękniejszych miast, jakie dane było mi zobaczyć. Majestatyczny, horrendalny i oszałamiający, to tylko trzy z całej masy przymiotników, którymi mógłbym się posłużyć w opisie. Plac przed Katedrą w okolicach północy tętnił życiem. Zjedzona pizza wygrała w dwóch kategoriach kulinarnych wyścigów. Była najdroższą i najgorszą. Prawdopodobnie 90 % ceny stanowił widok, jakim mogłem się napawać w trakcie jedzenia.
Spacerem przez Galerię Wiktora Emanuela II doszedłem do Lascali. Właśnie musiało skończyć się przedstawienie, bo tłum szykownie ubranych widzów zmierzał w przeciwnym kierunku. Co za szyk, damy w toaletach rzucających na kolana. A mężczyźni? W życiu nie widziałem na tak niewielkiej powierzchni tylu dżentelmenów w idealnie skrojonych, a przy tym luźno na nich leżących garniturach, poruszających się, jakby w strojach tych chodzili od dziecka, a nie tylko do komunii. Pewnie tak relacjonowałby to, co widziałem, reporter gazety codziennej ukazującej się pod koniec XIX w.
Wrażenie, jakie zrobiła na mnie Katedra Duomo sprawiło, że następnego dnia przed koncertem postanowiłem wybrać się do centrum raz jeszcze. Oglądanie świątyni w dziennym świetle to doznanie inne, ale równie intensywne. Jasność bijąca od kamienia, z którego zbudowany jest kościół, powoduje, że budowla dosłownie powala swoim ogromem. Podporządkowanie podróży koncertom sprawia, że zwiedzanie przyjmuje nieco inny charakter. Nie ma czasu na gonitwę, penetrowanie bogatych wnętrz, czy chodzenie po muzeach. Nasiąkam zatem atmosferą miejsca, siadam na kawie, obserwuję przechodniów.
Dzień po festiwalowym koncercie Pearl Jam w Mediolanie podjąłem decyzję o zmianie planów, co do dalszej podróży. Kierunek wyznaczały oczywiście kolejne koncerty, ale korektę postanowiłem wprowadzić w punkcie dotyczącym środków transportu. Jazda samochodem po Włoszech, kraju, w którym niesprawny klakson traktowany jest jako defekt uniemożliwiający dalszą jazdę, jest zajęciem wyjątkowo męczącym, a przecież są wakacje. Stwierdziłem zatem, że po koncercie Pearl Jam w Padwie, pozostawię samochód i przesiądę się na pociąg.
W sobotę dotarłem do Werony, miasta Romea i Julii. Nietrudno było trafić pod balkon, na którym Julka wzdychała do swego ukochanego, bo w tym kierunku szli wszyscy. Wcześniej odwiedziłem Arenę, na której w 2006 roku wystąpił Pearl Jam. Po wizycie na starożytnym stadionie jestem przekonany, że występ na żywo musiał być magiczny, co teraz będę mógł poczuć oglądając jego fragmenty w koncertowym filmie „Imagine To Cornice”. Jeśli Mediolan był wielkomiejski, Bergamo kameralne, to Werona statuuje się gdzieś pośrodku. Średniej wielkości miasto naznaczone bogactwem mieszkańców sprzed kilku stuleci. Przepiękna zabudowa robi ogromne wrażenie. Wąskie uliczki, elementy fortyfikacji i fantastyczne lody na każdym kroku umieściły miasto na liście miejsc, do których z pewnością wrócę.
Na tym tle Padwa, niewątpliwie posiadająca swój urok, wypadła nieco blado. Zauważalna skromność zabudowy, choć ciągle nie oznacza to braku zabytków i ciekawych miejsc, połączona z walającymi się po ulicach śmieciami, nie robiły dobrego wrażenia, ale miasto przydało się z dwóch powodów. Po pierwsze, stanowiło znakomity punkt wypadowy do Wenecji, po drugie, niepozorna restauracja Vecchio Falconiere dostarczyła doznań kulinarnych na niezwykłym wprost poziomie. O tym, że lokal wcale niepozorny nie jest, dowiedziałem się dopiero przy wyjściu. Okazało się bowiem, że stolik ustawiony na mostku nad jednym z kanałów przecinających Padwę był umiejscowiony na tyle sporej sali. Właściciel jest szefem kuchni, który posiadł sztukę przygotowywania mięsa w unikalny sposób. Jeszcze nie miałem okazji się o tym przekonać, bo w niedzielne popołudnie wszystkie stoliki były już zarezerwowane, ale z pewnością tam wrócę. W trakcie pierwszej wizyty skosztowałem pasty aglio, olio e peperoncino. Cóż, jeśli muzyka Pearl Jam jest w stanie sprawić, że jestem w dźwiękowym raju, kucharz Ristorante Vecchio Falconiere sprawił, że trafiłem na moment do kulinarnego nieba. By upewnić się, że to nie sen, spróbowałem jeszcze panna cotta con fragola. To nie był sen.
O koncercie napiszę kiedy indziej, bo kończą mi się przymiotniki, a napisać, że było fajnie, to jakby nic nie napisać.