Indochine „Au Zenith”

Wracając do źródeł mego zainteresowania muzyką francuską, w dość prosty sposób mogę dokonać rekonstrukcji wydarzeń. Pierwszym francuskim albumem, a w zasadzie jego sporym fragmentem, który usłyszałem był zarejestrowany na żywo „Au Zenith” Indochine. Zestaw utworów nagranych z radiowej audycji Barbary Podmiotko, zatytułowanej „Pod dachami Paryża”, kończył największy przebój grupy, „L’Aventurier”. Koncertówka ukazała się na początku października 1986 roku. Zakręcony na punkcie egzotycznej i niedostępnej wówczas w Polsce muzyki, zimą roku następnego, sobie znanymi sposobami, wszedłem w posiadanie oryginalnej kasety magnetofonowej z albumem „7000 Danses”, wydanym niemal równo rok po koncercie z Zenitu.

Ponura rzeczywistość drugiej połowy lat 80. w Polsce sprawiła, że w całości „Au Zenith” usłyszałem dopiero w 1991 roku, gdy zjawiłem się w stolicy Francji. Miasto Światła dostarczało obrazów, których doświadczenie jeszcze kilka lat wcześniej było marzeniem z gatunku tych, które nie miały prawa się spełnić. Wakacje tamtego roku pełne były także muzyki. Całodniowe wędrówki ulicami Paryża z kilkoma frankami w kieszeni niemal każdego dnia w kończyłem w otwartym do północy Virgin Megastore przy Champs-Elysees. To tam, na pierwszym pietrze, w dziale z muzyką francuską, po raz pierwszy zobaczyłem rysunkową okładkę „Au Zenith”. Wiedziony chęcią zaoszczędzenia kilkudziesięciu franków, po kilkudniowym namyśle, zdecydowałem o zakupie kasety (we francuskich sklepach nośnik ten oznaczano symbolem „K7”, co w wymowie dawało „cassette”). Ostatecznie z oszczędności niewiele wyszło, bo płyta stała się ścieżką dźwiękową mojej wielkiej paryskiej włóczęgi i, tuż przed wyjazdem, zaopatrzyłem się w bardziej trwały nośnik. Od tamtych chwil w tym roku minęło 30 lat. Zmieniło się niemal wszystko, nie istnieje już Virgin Megastore, a francuską walutą przestały być franki, które, w banknotach, nie mieściły się w polskich portfelach.

Francuski rynek muzyczny upodobał sobie płyty koncertowe. Gołym okiem widać, że przeciętny wykonawca znad Sekwany ma ich w swojej dyskografii więcej, aniżeli muzycy z Wysp, czy Stanów Zjednoczonych. W ciągu trzech lat Indochine wydał trzy naszpikowane przebojami albumy („L’Aventurier” [1982], „Le Péril jaune” [1983], „3” [1985]), które łącznie znalazły prawie półtora miliona nabywców. W drodze od koncertów w niewielkim klubie Le Rose Bonbon do wyprzedania czterech wieczorów z rzędu w paryskim Zenicie, zespół zaliczył jeszcze rolę supportu przed Depeche Mode i OMD, a także trasę koncertową po Skandynawii i występ na festiwalu w duńskim Roskilde. Jedną z miar osiągniętego sukcesu może być także fakt, że reżyserem teledysku „Tes yeux noirs” był Serge Gainsbourg, który pojawia się w końcowych jego sekwencjach. Patrząc na karierę Indochine z dzisiejszej perspektywy, rok 1986 był idealnym momentem na podsumowanie wczesnego okresu działalności i zdyskontowanie osiągniętego sukcesu, przyjmującego momentami rozmiary histerii.

Kariera zespołu rozwijała się równolegle do rosnącej popularności wykonawców new wave i new romantic na Wyspach Brytyjskich. Trudno posądzać muzyków zespołu o ślepe naśladownictwo. Pomijając już nazwę, istotnym elementem muzyki stały się orientalizmy, a brzmienie zespołu dodatkowo wyróżniał saksofon. Za repertuar odpowiadała spółka autorska Nicolas Sirkis (teksty) – Dominique Nicolas (muzyka). Ponadprzeciętne wyczucie melodii sprawiło, że niemal każdy z utworów umieszczonych na pierwszych płytach nosił wszystkie niezbędne cechy przeboju, a jednocześnie nadawał się do tańca.

Koncertowa płyta „Au Zenith” w pełni oddaje fenomen popularności Indochine w tamtym czasie. Jako intro grupie posłużył fragment ścieżki dźwiękowej do filmu „La Conquête de l’Ouest” („How The West Was Won”), zaraz po nim słuchaczy atakują dynamiczne „A l’assaut” i „Canary Bay”. Indochine nie ograniczał się wyłącznie do rozrywki, Nicolas Sirkis zajmował także stanowisko w kwestiach społecznych, czego wyrazem był „L’opportuniste”, znakomita przeróbka Jacquesa Dutronca, ale przede wszystkim nakierowany na problem mniejszości seksualnych „3ème Sexe”, czy wymierzony w polityków „Dizzidence Politik”. W tym ostatnim utworze, z funkującą gitarą i drobnymi akcentami saksofonu, w muzykę Indochine wkradła się nawet odrobina improwizacji, a Nicolas Sirkis dał pokaz kontroli nad rozentuzjazmowaną publicznością.

Nawet jeśli w połowie lat 80. muzycy Indochine nie przewidywali, że ich największym przebojem po wsze czasy pozostanie „L’Aventurier”, singel otwierający debiutancki album, to doskonale zdawali sobie sprawę z jego mocy. Na koncertach w Zenicie utwór wybrzmiewał na koniec zasadniczej części koncertu, tuż przed zejściem ze sceny, tymczasem na płycie został umieszczony pod koniec pierwszej strony. Dziesięć utworów, które weszły na krążek, zostało wybranych spośród dwudziestu, które zespół wykonywał na żywo. Wielka szkoda, że wytwórnia nie pokusiła się o wydanie pełnego koncertu na podwójnym LP, jedynie na kasecie i CD znalazło się dodatkowe miejsce dla dwóch utworów, „À l’est de Java” i „Tes yeux noirs”. Reedycja wszystkich płyt Indochine na winylach sprzed kilku lat nie objęła albumów koncertowych, może zatem wytwórnia pokusi się w końcu o rozszerzone wydanie.

Indochine obchodzi właśnie czterdziestolecie działalności. Z oryginalnego składu pozostał już tylko wokalista Nicolas Sirkis. „Au Zenith” pozostaje czymś więcej, niż tylko dokumentem dawno minionej epoki, kto wie, czy nie najlepszą koncertową płytą w dyskografii zespołu. Ciekawostką już tylko pozostaje fakt, że w roli supportu na koncertach w Zenicie wystąpił zespół Noir Desir. Dziś mogłoby robić to spore wrażenie, ale pamiętać trzeba, że grupa Bertranda Cantata dopiero rok później miała wejść do studia, by zarejestrować debiutancki album.