Amadou & Mariam „Folila”
Nie będę owijał w bawełnę. Po ostatnią płytę Amadou & Mariam sięgnąłem zachęcony gościnnym udziałem w jej nagraniu Santigold i Bertrand’a Cantat’a, obecnie wokalisty Detroit, a wcześniej Noir Desir. Sięgnąłem z czystej ciekawości, spodziewając się, że na jednym przesłuchaniu się skończy. Umiejscowienie Amadou & Mariam na muzycznej mapie świata z pewnością ułatwi informacja, że duet pochodzi z Afryki, a konkretnie z Mali. Wiedząc to, elementy etniczne muzyki mnie nie zaskoczyły, za to zaimponowała mi sprawność, z jaką zostały one połączone z całą paletą dźwięków dodanych przez biorących udział w nagraniu płyty gości, których lista wydaje się nie mieć końca.
Płytę otwiera utwór, w którym udziela się wspomniana już Santigold. Po oszałamiającym debiucie i zapadającym w pamięć występie na Openerze w 2009 roku, jej płyty jakoś nie mogą mnie przekonać, a tu dostaję odpowiedź na pytanie o to, jakie są moje oczekiwania w stosunku do artystki. Podczas, gdy śpiew Mariam po prostu kojarzy się z Afryką, głos Santigold czyni z „Dougou Badia” piosenkę, dla której warto sięgnąć po „Folilę”, nawet gdyby płyta nie miała już więcej nic do zaoferowania. W tle słyszymy rockowe gitary, w środkowej części wzmocnione ostrym riffem, będące świadectwem otwierania się Amadou & Mariam na świat. Zespolenie tradycyjnej muzyki afrykańskiej z przesterowanymi gitarami brzmi naprawdę intrygująco. W żadnym wypadku nie odnosi się wrażenia, że składowe te do siebie nie pasują, a najciekawsze jest to, że w pozostałych jedenastu utworach wypełniających album dzieje się równie wiele.
Muzyczny kalejdoskop płyty tworzą przede wszystkim zaproszeni goście. Nawet nie będę udawał, że, poza wspomnianymi wcześniej, ich nazwiska coś mi mówią. Udział Bertrand’a Cantat’a nie jest aż tak dużym zaskoczeniem, jeśli zważyć, że Mali to dawna francuska kolonia, a w kraju językiem urzędowym jest francuski. Wokalista Detroit zaznaczył swoją obecność aż w czterech utworach, i to zarówno jako wykonawca, jak i kompozytor. W „Africa Mon Afrique” jego głos przebija się przez wszechobecne dęciaki, z kolei w „Oh Amadou”, obok śpiewu, Cantat sięga po harmonijkę. „Mogo” odwołuje się natomiast do okresu „Des Visages Des Figures”. Oszczędna gitara i śpiew na granicy melorecytacji są nie do podrobienia. Nieco mniej rozpoznawalnie, ale równie osobliwie, wypada anglojęzyczny „Another Way”. Słuchając tych utworów, wcale nie dziwi mnie fakt, że Cantat jest tak często zapraszany przez innych wykonawców. Różnica między jego wkładem w płytę Amadou & Mariam a innymi kooperacjami z jego udziałem polega na tym, że „Folilę” przyprawił swoją obecnością, bo gospodarze zwyczajnie nie dali się zdominować. Ostateczny efekt jest piorunujący.
Nie chcąc zostać posądzonym o monotematyczność, zwrócę uwagę na jeszcze dwa utwory. Pierwszy z nich to „Nebe Miri” z udziałem Theophilus’a London’a, rapera pochodzącego z Trynidadu i Tobago, który swoim rymowaniem w refrenie dodaje kolorytu afrykańskiemu pejzażowi malowanemu przez Amadou & Mariam. Drugi to „C’est Pas Facile Pour les Aigles”, w którym reage’owy rytm opakowany w rockowe, momentami funkujące, gitary, buja tak mocno, że trudno usiedzieć w miejscu. Gościnnie śpiewa w nim Ebony Bones!, nie moja bajka, ale tu wypada bardzo przekonująco i ciekawie. To zdecydowanie mój numer jeden na płycie, chociaż wyróżnienie któregokolwiek z niej utworu przychodzi mi z niemałym trudem. W każdym dźwięku dobywającym się spod igły słychać tu miłość do muzyki, która sprawia, że pozornie odmienne galaktyki scalają się w monolit.
Wbrew wcześniejszym przewidywaniom, będę po „Folilę” sięgał często. Z chwilą, gdy usłyszałem tę płytę po raz pierwszy, natychmiast wskoczyła u mnie na pierwsze miejsce w kategorii „wykopalisko roku”, bo ukazała się już ponad cztery lata temu. Z pewnością zawładnęła mną aż w takim stopniu dlatego, że byłem zupełnie bezbronny. Nie miałem w stosunku do niej żadnych oczekiwań, ot, po prostu chciałem sobie posłuchać muzyki, w której nagraniu uczestniczył Bertrand Cantat, a wyszło na to, że gdybym usłyszał Amadou & Mariam w 2012 roku, „Folila” byłaby przynajmniej w pierwszej trójce na mojej osobistej liście albumów roku.
„Folila” stanowiła w pierwotnym zamyśle wydawnictwo dwupłytowe. Pierwszy krążek wypełniać miał materiał zarejestrowany w Nowym Jorku, natomiast na drugim miał znaleźć się ten sam zestaw utworów, tyle że nagrany w Bamako, stolicy Mali, z towarzyszeniem tamtejszych muzyków. Może dobrze, że tak się nie stało, bo wtedy płyta mogłaby ulec nużącemu wydłużeniu. Album w wersji winylowej wzbogacony został nie tylko o CD i kod do ściągnięcia ścieżek w formacie mp3, ale również o plakat wielkości czterech winylowych okładek, przedstawiający front koperty.
Wisienką na torcie jest informacja sprzed kilku dni. Amadou & Mariam wystąpią 24 czerwca we Wrocławiu w ramach Nocy Świętojańskiej. Przynajmniej wiem, co będę tego dnia robił. Jeśli kogoś interesuje, czego można się spodziewać po występie Amadou & Mariam na żywo, w sieci łatwy do znalezienia jest koncert z festiwalu Eurockéennes w 2012 roku. Domyślam się, że we Wrocławiu gościnnego udziału Cantat’a nie ma co oczekiwać, no chyba, że… nie cierpię niespodzianek?