Ugly Kid Joe @ Firlej, Wrocław, 05.06.2017
Niecałe osiem miesięcy temu widziałem Ugly Kid Joe w Warszawie. Trafiłem wtedy na koncert przypadkowo, bo raczej specjalnie do stolicy bym się na nich nie wybrał. Tym razem do Wrocławia pojechałem z premedytacją, bo było blisko. Od poprzedniej wizyty w Polsce w muzycznym życiu Ugly Kid Joe niewiele się wydarzyło, zatem setlista nieznacznie różniła się w stosunku do warszawskiego koncertu. Zabrakło setu akustycznego gdzieś w środkowej części, ale w zamian nie otrzymaliśmy nic więcej. Koncert był krótki, pozbawiony nawet bisów. Z Ugly Kid Joe uleciała gdzieś część energii, którą zespół naładowany był kilka miesięcy temu. Najciekawiej wypadły „So Damn Cool”, „I’m Alright” i „Goddamn Devil”, z publicznością śpiewającą partie Roba Halforda. Najżywiej przyjęty został oczywiście zagrany na koniec „Everything About You”. I w sumie to wszystko, co można napisać o samym występie.
Osobny akapit należy się klubowi Firlej. Cóż, w Biedronce można czasem kupić płyty winylowe i gramofon, a, mimo to, market ten nie aspiruje do miana sklepu muzycznego. Podobnie powinno być z Firlejem. To, że odbywają się w nim koncerty, nie oznacza, że miejsce to powinno zgłaszać pretensje do bycia klubem muzycznym. Gdy Ugly Kid Joe zaczęli grać „Neighbour” myślałem, że z uwagi na wiek i eksploatację narządów słuchu nie słyszę już dźwięków w pewnych rejestrach. Po niedługiej chwili zorientowałem się jednak, że to nie wina uszu, ale fatalnego nagłośnienia. Zastanawiam się czasem, czy, analogicznie do piłki nożnej, istnieje coś takiego jak polska myśl inżyniersko-nagłośnieniowa? A jeśli z dźwiękiem nic się nie da zrobić, to przydałoby się chociaż zetrzeć pajęczyny z reflektorów pod sufitem. Metalowcom na koncercie Ugly Kid Joe to pewnie nie przeszkadzało, ale sądząc po pozostałościach dekoracji z wcześniejszej imprezy, ktoś kto zapłacił za wesele mógłby być zbulwersowany.