Miles Kane „Coup de Grace”

„Coup de Grace” jest trzecią solową płytą Milesa Kane’a, ale dyskografia muzyka nie ogranicza się wyłącznie do twórczości sygnowanej własnym nazwiskiem. Swoją przygodę z muzyką Miles zaczynał jako gitarzysta The Little Flames, zespołu, o którym można by zapomnieć, gdyby nie to, że z jego szeregów wywodzili się muzycy, z którymi Miles założył The Rascals. „Rascalize”, wydana w 2008 roku jedyna płyta zespołu, była kwintesencją brytyjskiego grania początku XXI w. Ograniczony do trio skład postawił na melodie i energię. Zamykający płytę przebojowy singel „I’ll Give You Sympathy” powinien był od razu wystrzelić The Rascals na własną muzyczną orbitę. Coś jednak nie do końca zaskoczyło i Miles postanowił o kontynuowaniu kariery solo, angażując się jednocześnie w tworzony z Alexem Turnerem duet The Last Shadow Puppets.

W ten sposób Alex Turner stał się ważną postacią w muzycznym życiu Milesa Kane’a. Był współkompozytorem połowy utworów na debiutanckiej płycie Milesa zatytułowanej „Colour of The Trap”, a jego wpływ na twórczość Kane’a dostrzegalna jest również w kompozycjach, do których się nie przykładał. Miles Kane wielokrotnie supportował Arctic Monkeys na koncertach i, trochę na własne życzenie, sprowadził się do roli satelity Arctic Monkeys, których grawitacja jest zbyt silna, by w okolicy mógł pojawić się obiekt powodujący, częściowe choćby, zaćmienie gwiazdy. W warunkach polskich przekłada się to na niedostępność, przynajmniej na razie, „Coup de Grace” na fizycznych nośnikach. A szkoda, bo płyta naprawdę warta jest uwagi.

Miles Kane nie jest wizjonerem rocka. Słuchając jego płyt nietrudno wskazać źródła inspiracji. Na „Coup de Grace” ponownie kłania się wielkim postaciom świata rocka, w sposób pełen uroku cofając się do lat 70. W otwierającym płytę „Too Little Too Late” punkowa moc miesza się z pełną przestrzeni atmosferą postpunku. Rytm podpierający bas w „Cry On My Guitar” od razu przywołuje obraz koturnów i świecących marynarek, a śpiew Milesa sprawia, że na trzy minuty Marc Bolan znowu jest wśród nas. „Loaded”, do której powstania trzy grosze dorzuciła Lana Del Rey, to piękna ballada poprzedzająca pełen szaleństwa „Cold Light Of The Day”. Miles Kane potrafi swoim śpiewem nie tylko zbudować pełen melancholii nastrój, równie dobrze wychodzi mu wokalna destrukcja. W utworze odbija się echo „Totally Wired”, przeróbki The Fall nagranej przez The Last Shadow Puppets, w której główny wokal należał właśnie do Milesa Kane’a, bo wydzieranie się to chyba jedyna umiejętność, której nie posiadł Alex Turner.

Wpływ wokalisty Arctic Monkeys słychać wyraźnie w kojącym nerwy „Killing The Joke” i zamykającym album „Shavambacu”, ale to Alex Turner z The Last Shadow Puppets. Nie wiem, czy możliwe jest wydanie na Wyspach rockowej płyty, nad którą nie unosiłby się duch The Beatles, choć refren „Wrong Side of Life” to już raczej solowy John Lennon. Najsmaczniejszy cukierek zostawiłem sobie na koniec. Utwór tytułowy to pozbawiony pogłosu klubowy beat w zwrotce, coś w stylu Kasabian, i funkowa gitara w refrenie odwołująca się do granego na żywych instrumentach disco lat 70. Cudo.

Mocną stroną Milesa Kane’a są koncerty. W Polsce artysta wystąpił dotychczas tylko raz, podczas Orange Festiwalu w 2014 roku i, biorąc pod uwagę brak najnowszej płyty na naszym rynku, raczej trudno spodziewać się kolejnej wizyty w najbliższym czasie. Dlatego warto rozważyć wyjazd na berliński koncert, który odbędzie się 9 października. Jestem przekonany, że energia generowana przez Milesa Kane’a na żywo rozniesie Lido podobnie, jak miało to miejsce pięć lat temu w położonym kilka kroków dalej Bi Nuu. I z jednej strony naprawdę dziwi mnie, że Miles Kane nawet na niewielką odległość nie zbliża się rozmiarem popularności do Arctic Monkeys, a z drugiej cieszę się, bo dla mnie jest wielką gwiazdą, którą, dzięki temu, mogę podziwiać na klubowych koncertach.

Playlista: „Too Little Too Late” / „Cold Light Of The Day” / „Coup de Grace” / „Silverscreen” / „Shavambacu”