The Dandy Warhols @ Festsaal Kreuzberg, Berlin, 29.01.2019

The Dandy Warhols przyjechali do Europy na osiem koncertów w ramach świętowania ćwierćwiecza działalności połączonego z promocją albumu „Why You So Crazy”, który premierę miał pod koniec stycznia. Na miejsce berlińskiego koncertu, podobnie jak dwa lata temu, wybrali Festsaal Kreuzberg. Bilety sprzedały się już kilka tygodni temu, co ostatecznie mogło nieco zaskakiwać biorąc pod uwagę raczej niszowy obecnie charakter zespołu.

Występ głównej gwiazdy poprzedził francuski zespół Juniore. Występujący przy zapełnionej już w sporej części sali wypadł całkiem interesująco. Centralną postacią trzyosobowego składu jest Anna Jean, śpiewająca autorka muzyki i tekstów, grająca na klawiszach i gitarze. Towarzyszyli jej zamaskowany gitarzysta i perkusistka. Muzycznie określiłbym propozycję Juniore jako indie pop okraszony organicznym brzmieniem gitary wydobywanym ze wzmacniacza bez efektów, czasem podbitym jedynie echem. Gdyby nie klawisze, muzyka Juniore mogłaby kojarzyć się z The Kills, choć Annie Jean pod względem charyzmy na scenie daleko do Allison Moshart. Na marginesie, francuska wokalistka jest córką literackiego noblisty J. M. G. Le Clézio. Juniore zostali ciepło przyjęci przez publiczność, choć dało się odczuć, że zgromadzeni na widowni fani czekają już na danie główne.

The Dandy Warhols zaczęli od „Forever” z najnowszej płyty, od razu wchodząc w psychodeliczny klimat, w którym odnajdują się znakomicie. Niewielkich rozmiarów klub wyjątkowo sprzyja tego rodzaju dźwiękom. Kosmiczna podróż nie trwała jednak zbyt długo, bo jako drugi wybrzmiał piosenkowy „STYGGO” z poprzedniej płyty, a za chwilę publicznością wstrząsnął zagrany już jako trzeci „We Used To Be Friends”. Atakujące stroboskopy dodawały muzyce dynamiki. Po kolejnych entuzjastycznie przyjętych „Crack Cocaine Rager” i „Get Off” przyszła kolej na wokalny popis Zii McCabe. Tak, to ona śpiewa w mocno naznaczonym country „Highlife” z najnowszej płyty. Przychylna reakcja widowni wywołana była raczej sympatią do wykonawczyni, aniżeli oszołomieniem spowodowanym samym utworem. Dandysi mają w swoim repertuarze całą masę utworów, które na koncertach potrafią o wiele intensywniej porwać do zabawy, czego dowodem był zagrany chwilę później „Not If You Were The Last Junkie On Earth”.

„Why You So Crazy” nie jest wybitnym osiągnięciem The Dandy Warhols, ale przyznać muszę, że „Small Town Girls” i „Motor City Steel” zabrzmiały na żywo znacznie lepiej niż na płycie. Stało się to za sprawą Zii McCabe, która w utworach z nowego albumu zostawiała w spokoju klawisze i samplery, sięgając w końcu po bas. Na poprzedniej trasie koncertowej berliński koncert był wyjątkowy pod jednym względem. Na scenie Festsaal Kreuzberg gościnnie pojawił się wówczas trębacz, z którym Dandysi wykonali „Godless”. Tym razem trąbka towarzyszyła zespołowi na całej trasie, a skoro tak, to do repertuaru koncertu włączony został jeszcze jeden numer z wykorzystaniem instrumentu, „All The Money Or The Simple Life Honey”. Chwilę wcześniej niezwykłą przyjemność zespół sprawił mi wykonaniem „Well They’re Gone”. Zia McCabe wydobywała z nierozpoznanego instrumentu dętego dźwięk przypominający dziecięcą zabawkę, a Peter Holmström z uczuciem sunął smyczkiem po strunach Telecastera. Wciąż nie mogę pojąć, dlaczego tak rzadko sięgają na koncertach po utwory z wydanej w 2012 roku płyty „This Machine”, bo nadal uważam, że to jedna z mocniejszych pozycji w ich dyskografii.

Końcówka koncertu nie przyniosła już żadnych niespodzianek. Nie było schodzenia ze sceny i wywoływania na bis. Za każdym razem, gdy słyszę „Bohemian Like You” na żywo mam wrażenie, obojętnie jak gorące było przyjęcie wcześniejszych kawałków, że publiczność przyszła wysłuchać tylko tego jednego numeru. Wariactwo. Dwa lata temu „Everyday Should Be A Holiday” Courtney Taylor-Taylor wykonywał solo, wyłącznie z gitarą. Tym razem zespół wrócił do wykonania bliskiego pierwowzorowi, co znakomicie podtrzymało gorącą atmosferę. Spod sufitu posypały się urodzinowe balony, które już do końca fruwały po całej sali. A na koniec, jak zwykle, „Boys Better”.

Rocznicowy koncert The Dandy Warhols nie zaskoczył w zasadzie niczym szczególnym. Zespół od lat prezentuje na żywo podobny zestaw utworów. Trochę szkoda, bo była szansa na przypomnienie kilku mniej oczywistych kawałków, bez szkody dla oczekiwanych przez fanów przebojów. Bez względu jednak na to, nie można powiedzieć, by wieczór w towarzystwie zespołu z Oregonu był nieudany.