Duran Duran „Medazzaland”

Duran Duran nie jest zespołem rozpieszczanym przez krytyków, a mimo to, jakby na przekór, wydał w swej karierze niezliczoną ilość przebojowych singli, które znają wszyscy. Grupa powstała w latach 80. ubiegłego wieku i, co za tym idzie, kojarzona jest głównie z syntezatorowymi brzmieniami, modnymi ciuchami i uwielbieniem żeńskiej części publiczności. Patrząc z perspektywy kilkudziesięciu już lat działalności powiedzieć trzeba, że jest to spore uproszczenie, a pop wspomnianej dekady charakteryzował się czymś, czego próżno szukać w dzisiejszej muzyce popularnej. Tym czymś były melodie. Składanki O.M.D., Pet Shop Boys, Depeche Mode, Yazoo, czy Duran Duran właśnie, to kopalnie hitów do dziś wypełniających eter. Artyści tamtego czasu mieli jeszcze jeden niezaprzeczalny atut, w większości byli twórcami kompozycji, co dziś wydaje się stanowić rzadkość.

Duran Duran na początku kariery osiągnęli gigantyczną popularność. Niestety, pod koniec lat 80. ich gwiazda zaczęła przygasać. Tarcia między muzykami doprowadziły do przetasowań w składzie (wypadli gitarzysta Andy Taylor i perkusista Roger Taylor), a wydany w 1990 roku album „Liberty” okazał się spektakularną klapą. Jakby tego było mało, na początku kolejnego dziesięciolecia „Nevermind” Nirvany obwieścił światu dyktaturę przesterowanych gitar, spychając pop na margines. W takich okolicznościach muzycy Duran Duran musieli zdefiniować się na nowo.

W lutym 1993 roku wydali album sygnowany wyłącznie nazwą zespołu, dla odróżnienia od debiutu określany najczęściej jako „The Wedding Album”. W porównaniu z poprzednikiem sprzedaż nie miała się aż tak źle, za co w sporej mierze odpowiadały przeboje „Ordinary World” i „Come Undone”. Dwa lata później światło dzienne ujrzała płyta złożona z cudzych kompozycji. Nie da się ukryć, że tego rodzaju wydawnictwa są najczęściej fonograficznym przejawem kryzysu twórczego. „Thank You” sprzedawała się słabo do tego stopnia, że nawet tak rozpoznawalna marka, jak nazwa Duran Duran, nie uchroniła zespołu przed utratą kontraktu płytowego na Wyspach Brytyjskich. Do tego John Taylor postanowił opuścić kolegów, pozostawiając na placu boju z oryginalnego składu Nicka Rhodesa i Simona Le Bona. Klawiszowiec i wokalista postanowili jednak nie składać broni i we współpracy z Warrenem Cuccurullo, muzykiem sesyjnym pojawiającym się na płytach zespołu od wydanego w 1986 roku albumu „Notorious”, na przełomie 1996 i 1997 roku zarejestrowali nowy materiał.

„Medazzaland” stanowi syntezę wszystkiego, co wcześniej obecne było w muzyce Duran Duran. Płytę rozpoczyna kosmiczny utwór tytułowy z przetworzonym wokalem narkotycznie recytującym tekst, będący swego rodzaju wprowadzeniem do całości. Następujące później „Big Bang Generation” i „Electric Barbarella” dziesięć lat wcześniej mogłyby trafić na półkę z największymi przebojami grupy. Zwłaszcza drugi jest nieprzyzwoicie taneczny i prawdopodobnie to sprawiło, że umieszczony został, jako jedyny reprezentant płyty, na wydanej rok później kompilacji zatytułowanej „Greatest”. „Out Of Mind” dopełnienia „Do You Believe In Shame?” (z albumu „Big Thing” [1986]) i „Ordinary World” (z „The Wedding Album” [1993]), kończąc trylogię poświęconą zmarłemu przyjacielowi z dzieciństwa Simona Le Bona. Potencjał komercyjny piosenki wytwórnia dostrzegła dopiero przy okazji promocji ścieżki dźwiękowej do „Świętego” z Valem Kilmerem w roli głównej, na której sąsiadowała ona z numerami Moby’ego, The Chemical Brothers, Underworld, Daft Punk i Davida Bowie’go.

Siłę Duran Duran pokazuje w „Buried In The Sand”, w którym, mimo wyraźnych refleksów trip hopu, grupa nie traci własnego charakteru. Niezwykły zbieg okoliczności natomiast sprawił, że końcówka albumu wypada przytłaczająco. „Michael You’ve Got A Lot To Answer For” jest przejmującą pieśnią skierowaną do Michaela Hutchence’a, który, przytłoczony ciężarem problemów osobistych, coraz bardziej zatracał się w narkotykowym nałogu. Mimo to, chyba nikt się nie spodziewał, że historia wokalisty będzie miała tak tragiczny finał. Nieco ponad miesiąc po premierze „Medazzaland” Hutchence został znaleziony martwy w hotelu w Sydney, co w zestawieniu z tytułem jednego z ostatnich utworów na płycie („So Long Suicide”) dodatkowo przygnębiało. Podczas The Ultra Chrome, Latex and Steel Tour Simon Le Bon wielokrotnie wspominał zmarłego przyjaciela ze sceny, oddając hołd jednemu z najbardziej charyzmatycznych frontmanów wszech czasów.

„Medazzaland” ukazał się w Stanach Zjednoczonych i na kilku innych rynkach, między innymi w Japonii i Brazylii. Płyta nie zawojowała listy Billboardu, na początku listopada 1997 roku docierając do 58. miejsca, opuszczając zestawienie po zaledwie trzech tygodniach. Dziś stanowi ciekawostkę dla kolekcjonerów, bo w naszej części globu (dysku?) nagrania nie są dostępne w serwisach streamingowych. Zdobycie własnego egzemplarza nie nastręcza większych problemów, chociaż, w zależności od stanu nośnika, może wiązać się z wydatkiem 100. i więcej euro.