Crowded House @ Tempodrom, Berlin, 20.06.2022

Muzyka z antypodów, ze względów na dzielącą Australię i Nową Zelandię odległość od reszty anglosaskiego świata, miewa problemy z przedarciem się do szerszej publiczności, tym bardziej bywa pomijana w Polsce. Nie dziwi zatem fakt, że ostatnie wydawnictwa Midnight Oil („Resist”) i Crowded House („Dreamers Are Waiting”) przeszły nad Wisłą w zasadzie bez echa. Jest to tym bardziej smutne, że obie wspomniane płyty zasługują na uwagę.

O tym, że Crowded House gra trasę po Europie prawdopodobnie nigdy bym się nie dowiedział, gdyby nie to, że na tegorocznym Pinkpop Festivalu grupa występowała tego samego dnia, którego gwiazdą wieczoru był Pearl Jam. O koncercie zespołu Neila Finna w Berlinie natomiast, dowiedziałem się rano w dniu koncertu, więc na tyle wcześnie, by jeszcze nań zdążyć. I chociaż nie spełniło się marzenie kilkunastu fanów w koszulkach Pearl Jam, którzy pewnie liczyli na gościnne pojawienie się na scenie Eddiego Veddera, to i tak koncert okazał się muzyczną ucztą najwyższych lotów. Muzyczną, bo, poza światłami, brak było jakichkolwiek elementów scenografii.

Grupa zaprezentowała przekrojowy materiał, stawiając przede wszystkim na wydany w zeszłym roku znakomity album „Dreamers Are Waiting”. Pojawiły się, między innymi, „Goodnight Everyone”, „Love Isn’t Hard at All”, „Show Me the Way”, czy „Whatever You Want”. Neil Finn w przerwach między utworami żartował z basistą Nickiem Seymourem i grającym na gitarze synem, Liamem. Ale wokalista potrafi także nawiązać świetny kontakt z publicznością, czemu, bez wątpienia, sprzyjała kameralna atmosfera występu. „It’s Only Natural” poprzedził, zaśpiewanym oczywiście falsetem, fragmentem„Night Fever” Bee Gees, co wzbudziło śmiech na widowni. I tak koncert płynął, przez „Pineapple Head” z przepięknie wplecionym „The End” The Beatles, „Four Seasons In One Day”, „Weather With You”, aż po największy przebój Crowded House, „Don’t Dream It’s Over”, czy, ozdobiony ekspresyjnym, pełnym sprzężeń, gitarowym solem Liama Finna, „When You Come”.

Zdarzają się koncerty, które rozczarowują, bo nie są w stanie dźwignąć ciężaru oczekiwań odbiorców. Bywają też takie, które potrafią, zupełnie niespodziewanie, rozczłonkować słuchacza na milion malutkich elementów. I właśnie do tej drugiej kategorii zaliczam występ Crowded House w berlińskim Tempodromie. Pojawiłem się na widowni spontanicznie, mając w zanadrzu koncert Pearl Jam następnego dnia. Nie miałem najmniejszych oczekiwań, a otrzymałem emocjonalny koktail, którego działanie odczuwałem jeszcze dziś, gdy tylko przypomnę sobie tamten wieczór.

= = = = =

Artykuł pierwotnie ukazał się w Magazynie „LIZARD”, nr 46/2022.