Mroczne pożądanie, czyli historia Noir Désir, cz. 3.

Intensywna działalność koncertowa ponownie odbiła się na kondycji muzyków. Cantat swoim ekspresyjnym śpiewem nadwyrężył głos do stopnia, który wymagał operacji, rehabilitacji i dłuższej przerwy w śpiewaniu. Wymuszony przestój zaowocował pierwszą solową płytą Serge’a Teyssot-Gaya zatytułowaną „Silence radio”, ale miał też daleko idące negatywne konsekwencje. Po trzynastu latach wspólnego grania grupę postanawia opuścić basista Frédéric Vidalenc, oficjalnie wskazując, że powodem są dzielące muzyków różnice artystyczne. Jego miejsce zajmuje Jean-Paul Roy, będący dotychczas jednym z technicznych zespołu.

„Silence radio” Serge’a Teyssot-Gaya była płytą pełną dźwiękowych eksperymentów, niezbyt przystępną, ale jednocześnie stymulującą dalszą ewolucję stylu macierzystej grupy, która latem 1996 roku weszła do studia, by zarejestrować album zatytułowany „666.667 Club” [1996]. Pierwotna agresja „Tostaky” zostaje porzucona. W otwierającym płytę instrumentalnym utworze tytułowym, okraszonym „arabską” wokalizą Cantata, rockowa gitara zderza się z saksofonem, na którym gra węgierski jazzman Akosh Szelevényi (wokalista odwdzięczył mu się z nawiązką, uczestnicząc w nagraniu trzech albumów Akosh S. Unit, grupy kierowanej przez Węgra). Paradoksem „666.667 Club” jest zachowanie ogromnego ładunku emocjonalnego, przy bardziej stonowanym śpiewie Cantata. Mocniejszy akcent zespół kładzie także na rytm, a grający na perkusji Denis Barthe od tej chwili może uznać swój styl gry za w pełni ukształtowany. Jakby tego było mało, utwory wypełniające płytę są jeszcze bardziej, niż dotychczas, przebojowe. Singlami wykrojonymi z płyty mogłyby być nie tylko „Un jour en France”, „À ton étoile” i „L’Homme pressé”, ale także pozostałe utwory. W „Fin de siècle” Cantat skanduje tekst, a gitary wzmacniają grę sekcji rytmicznej, ale najciekawsze czeka słuchacza pod koniec, gdy zamykająca utwór koda przeradza się w niekontrolowaną erupcję emocji, mogącą, ponownie za sprawą Akosha Szelevényiego, przywoływać skojarzenia z „21st Century Schizoid Man” King Crimson, utworem, po który Noir Désir niejednokrotnie sięgali na koncertach. W intymnym, delikatnym, „Ernestine” skrzypcowy popis daje kolejny zaproszony muzyk z Węgier, Félix Lajkó. „Septembre, en attendant”, ostatni numer, w którego powstaniu uczestniczył Frédéric Vidalenc, to prawdziwe rockowe misterium, pozwalające jeszcze lepiej zrozumieć, dlaczego Bertranda Cantata tak często wspomina się jednym tchem z Jimem Morrisonem. Album kończy nieuwzględniony w opisie płyty utwór zatytułowany „Song for JLP”, będący hołdem dla Jeffreya Lee Pierce’a, przedwcześnie zmarłego w roku premiery płyty wokalisty The Gun Club, zespołu będącego jednym z muzycznych bohaterów Noir Désir.

„666.667 Club” odniosła niebywały sukces. We Francji pokryła się podwójną platyną, a ostatecznie sprzedała się nakładzie ponad miliona egzemplarzy. Wielokrotnie nagradzana, gościła w różnego rodzaju podsumowaniach i zestawieniach. Promująca album trasa koncertowa, z uwagi na wcześniejsze doświadczenia, została do pewnego stopnia ograniczona, co jednak nie przeszkodziło w okrzyknięciu także i jej wielkim sukcesem. Ogromne zainteresowanie zespołem w naturalny sposób wymusiło pojawienie się wydawnictw wypełniających czas oczekiwania na nowy album. Tym razem muzycy nie skorzystali z nagrań zarejestrowanych na żywo, a oddali stworzone przez siebie kompozycje w ręce innych muzyków i tak powstał wypełniony remiksami krążek zatytułowany „One Trip / One Noise” [1998]. Swoje wizje utworów Noir Désir zaprezentowali między innymi Franz Treichler („Le Fleuve”) i Al Comet („À l’arrière des taxis”) z The Young Gods, islandzki GusGus („Tostaky”), czy Yann Tiersen („À ton étoile”), twórca ścieżki dźwiękowej do filmu Jean-Pierre’a Jeuneta zatytułowanego „Le Fabuleux Destin d’Amélie Poulain”, w Polsce znanego jako „Amelia”.

Tego rodzaju wydawnictwa mają swoją specyfikę i rzadko tworzą spójną całość. Tak jest i w przypadku remiksów Noir Désir, bo czy udana może być próba przerobienia „Oublié” na utwór z orkiestrowym rozmachem w bondowskim klimacie? Świetnie natomiast prezentują się triphopowe „Fin de siècle” i „Septembre en attendant”, czy całkowicie pozbawione aury oryginałów industrialne „Le Fleuve” i „À l’arrière des taxis”. Oczywiście każdy słuchacz może odnaleźć tu coś dla siebie, ale jeśli ktoś nie usłyszy swingowej wersji „À ton étoile”, naprawdę trudno będzie mówić o doznanej krzywdzie. Nieco lepiej zaprezentował się trzypłytowy box podsumowujący dotychczasową karierę zespołu, zatytułowany „En route pour la joie” [2000]. Mimo, iż większość materiału stanowią utwory pochodzące z regularnych płyt, między niemal pięćdziesięcioma tytułami znaleźć można trudno dostępne utwory rozrzucone wcześniej po różnego rodzaju składankach oraz kawałki, które dotąd nie ujrzały światła dziennego. Z tych pierwszych na pierwszy plan wysuwają się „Ces gens-là” Jacquesa Brela, „Working Class Hero” Johna Lennona i „Volontaire” Alaina Bashunga. Wśród drugich najciekawiej wypadają „Back to You” odwołujący się do kakofonii Sonic Youth, beatlesowska piosenka zatytułowana „Là-Bas”, folkowa, akustyczna, ballada „Lullaby” i, nieco teatralny, „Twilight Zone”. Absolutnymi perełkami są natomiast irlandzka szanta „Drunken Sailor” z koncertu, który odbył się w paryskim klubie l’Elysée Montmartre 29 marca 1989 roku oraz prawie dziesięciominutowa wersja „Helter Skelter” The Beatles, wykonana latem tego samego roku podczas Paléo Festival w Nyonie. Trochę szkoda, że na „En route pour la joie” nie znalazło się więcej materiału zarejestrowanego na żywo, tym bardziej, że w okresie poprzedzającym ukazanie się boksu zespół wykonywał na koncertach, między innymi, „Sick of You” The Stooges, „Glorię” Them, „Born to Be Wild” Steppenwolf i „Les P’tits Papiers” Serge’a Gainsbourga.

= = = = =

Artykuł pierwotnie ukazał się w Magazynie „LIZARD”, nr 43/2021.