Madness @ Tempodrom, Berlin, 16 / 17.09.2022

Splot nieprzewidzianych, choć możliwych do przewidzenia, wypadków spowodował, że w połowie września dwukrotnie miałem okazję zobaczyć na żywo Madness. Piątkowy koncert był tym przełożonym, który odbyć się miał w 2020 roku, a że wyprzedał się niemal w całości, zespół postanowił dodać kolejny termin, dzień później.

Mistrzowie ska rozpoczęli od „One Step Beyond”. Zgromadzona w Tempodromie publiczność ruszyła momentalnie do zabawy, mimo, iż użycie w stosunku do niej słowa „młoda” mogłoby się sprawdzić wyłącznie w relacji z dancingu w Ciechocinku. „Embarrasment”, „The Prince” „NW5”, lista przebojów Londyńczyków wydaje się nie mieć końca. Wyświetlane na ekranie z tyłu sceny sekwencje filmowe stanowiły przyprawę do dania serwowanego ze sceny. Innym elementem sprawiającym, że oba wieczory z Madness były po prostu fajną zabawą było poczucie humoru. Jest w muzykach zespołu luz, łączący w sobie komediowość Blues Brothers i Gangu Olsena, ale może to wyłącznie skojarzenie wywołane sekcją dętą i melonikami. Suggs w żartobliwy sposób zagadywał publiczność, stwierdzając w pewnym momencie, że cieszy się, że zarówno oni, jak i my, żyjemy, choć to akurat mogło być całkiem serio.

Oba koncerty były niemal identyczne, zespół nie wykazał się tu większą inwencją, nie licząc zaśpiewanego drugiego wieczoru, do podkładu „z taśmy”, przez gitarzystę Chrisa Foremana „Highway To Hell” AC/DC. Trudno potraktować to oczywiście inaczej, niż w kategoriach żartu, dającego jednocześnie pozostałym chwilę wytchnienia. Muzycy cytowali też inne klasyki, „Ace Of Spades” Motörhead, czy „Ticket To Ride” i „All You Need Is Love” The Beatles. Nie zabrakło coverów Prince’a Bustera, ale „One Step Beyond” i „Madness” są tak mocno złączone z Madness, że ich autor dobrowolnie powinien zrezygnować z tantiem.

Ostatni regularny album zespołu, zatytułowany „Can’t Touch Us Now”, ukazał się jesienią 2016 roku. Nie do wiary, że to już 6 lat. Suggs wspomniał, że przez ostatnie trzy lata byli tak zajęci, że udało im się skomponować aż dwa utwory. Oba wybrzmiały na żywo w Berlinie, a mowa o „Baby Burglar”, przystającym do wspomnianego ostatniego albumu, i rytmiczny, podszyty rythm and bluesem, „If I Go Mad”. Zaskoczenia nie było, ale kawałki trzymają poziom klasycznego repertuaru grupy, być może stanowiąc zapowiedź nadchodzącej płyty.

Obojętnie, po które z bogatego repertuaru utwory zespół sięga na koncertach, wszyscy i tak będą czekać na dwa, których zabraknąć nie może. Mowa o „Our House” i „It Must Be Love”, które kończyły zasadniczą część koncertów, zaśpiewane wspólnie ze zgromadzoną publicznością. Na bis jeszcze tylko „Madness”, „Night Boat To Cairo” i życzenia wesołych świąt, co wcale nie zakończyło zabawy, bo zaświecone światła nie speszyły widzów kontynuujących imprezę przy dźwiękach „Always Look On The Bright Side Of Life”. Koncertami w Berlinie zakończyła się tegoroczna europejska trasa, ale już na wiosnę przyszłego roku szykowane są kolejne występy.