Ugly Kid Joe „Uglier Than They Used Ta Be” [UKJ Rec., 2015]

Czy ktoś jeszcze pamięta teledysk do „Everything About You”, w którym kilku młodzieniaszków używało lal do towarzystwa (sexy doll) jako latawców? Ja niestety pamiętam. Niestety nie dlatego, że to nie było warte zapamiętania, ale dlatego, że jestem już tak stary, że to pamiętam. Oczywiście, pocieszające jest ciągle to, że jeszcze pamiętam, ale do rzeczy.

„Everything About You” pochodził z EP „As Ugly As They Wanna Be” wydanej w 1991 roku, która, mimo krótkiego czasu trwania, wysoko wspięła się na listy przebojów. Znalazł się również na wydanym rok później pierwszym pełnowymiarowym albumie zespołu zatytułowanym „America’s Least Wanted”. Płyta odniosła zasłużony sukces, mimo że muzyka, oscylująca między hard rockiem i heavy metalem, nie była niczym odkrywczym. O sile albumu stanowiły znakomite kompozycje, którymi „America’s Least Wanted” był wręcz przepełniony, oraz różnorodność stylistyczna. Doskonale to widać, gdy porówna się go z wydanym trzy lata później LP, po którym zespół stracił kontrakt. Początkowo można jeszcze było przypuszczać, że wykonawców pokroju Ugly Kid Joe zdmuchnął huragan Grunge, ale utwory na „Menace To Sobriety” były po prostu nijakie. Zespół podjął jeszcze próbę podniesienia się z kolan, ale „Motel California”, poza tytułową i okładkową parodią „Hotelu California” The Eagles, nie miał już zbyt wiele do zaoferowania, co doprowadziło do zakończenia działalności.

Jaki zatem sens ma reaktywacja po niemal 20. latach? Tym bardziej, że Ugly Kid Joe to nie Faith No More, który przed rozpadem zdążył wyrobić sobie naprawdę silną markę. Jednym z powodów może być zabawa, innym po prostu chęć sprawdzenia, czy to zadziała. Na ten drugi wskazuje już powrót do oprawy graficznej znanej sprzed lat. Okładka i tytuł jednoznacznie nawiązują do „As Ugly As They Wanna Be”, co uznać należy za bezsensowny zabieg, jeśli motywy z pierwszych wydawnictw wyeksploatowano na wydanych wcześniej składankach z największymi przebojami.

Muzycznie „Uglier Than They Used Ta Be”, siłą rzeczy, musi zostać skonfrontowany ze szczytowym osiągnięciem zespołu. Nie bawiąc się w subtelności, od razu zaznaczyć trzeba, że walkę z „America’s Least Wanted” premierowy materiał przegrywa przez knockout, choć dopiero w trzeciej rundzie. Otwierający „Hell Ain’t Hard To Find” to rzetelny hard rock, w niczym nie odbiegający od wcześniejszych dokonań. Całkiem nieźle jest też w „Let The Record Play”, ale jeśli na nowym materiale zespół chciał zarobić pieniądze, trzeba było ten utwór sprzedać Scott’owi Weiland’owi. Świetnie by się sprawdził zarówno w repertuarze Velvet Revolver (rozpadli się, wcześniej wywalając Weiland’a), Stone Temple Pilots (wywalili Weiland’a, ale się nie rozpadli), jak i „Blaster”, solowej płyty Weiland’a (z tego projektu to Weiland wywala). Z kolei w „My Old Man” mamy riff w stylu AC/DC z początku lat 80., tyle że na zainteresowanie zakupem ze strony Australijczyków raczej bym nie liczył.

Dość wyraźnie widać, że Ugly Kid Joe chcieli wykorzystać szablon sprawdzony w przypadku „Americ’s Least Wanted”. Na wypadek, gdyby „Mirror of The Man” nie udało się dorównać popularnością „Cats In The Cradle”, pod koniec płyty jest jeszcze „The Enemy”, w którym słychać wpływy Alice In Chains. Wystarczy, że przymkniecie powieki, a zobaczycie oczami wyobraźni Layne’a Staley’a i Jerrego Cantrell’a grających unplugged. I to nie jest zarzut, bo utworu nie psują dostrzegalne inspiracje, ale szybka, elektryczna, końcówka.

Na koniec jeszcze dwa sprawdzone dawniej patenty, czyli cover i gościnny udział. W „Ace of Spades” na gitarze zagrał Phil Campbell. Pewnie bardziej pożądany byłby Lemmy, ale może nie było go w domu (partie gitary Campbell nagrał u siebie, w Walii). W przeróbce cudzego utworu w sposób, w jaki zrobili to Ugly Kid Joe, sens odnajdą wyłącznie ci, dla których wartość przedstawia wykonanie przez ich ulubiony zespół (tu: Ugly Kid Joe) piosenki innego ulubionego zespołu (tu: Motörhead). Crane próbuje nawet śpiewać jak Lemmy, co oczywiście skazane jest na porażkę, natomiast gitara gościa nie wnosi nic, poza nazwiskiem. O efekcie, jaki w chórkach w „Goddamn Devil” osiągnął Rob Halfort na „America’s Least Wanted”, można wyłącznie pomarzyć. Płytę zamyka cover znanego wszystkim utworu „Papa Was a Rolling Stone”. Jeśli ktoś słyszał wykonanie The Temptations, czy George’a Michael’a, zrozumie dlaczego najnowszy album Ugly Kid Joe powinien zakończyć się przed tym tytułem.

„Uglier Than They Used Ta Be” nie jest tak słabą płytą, jak dwie ostatnie z lat dziewięćdziesiątych. Płyty da się posłuchać z przyjemnością, daleką jednak od ekstazy. Zwyczajnie brakuje tu momentów, które za jakiś czas każą nam do niej wracać. W kwestii przyszłości zespołu obstawiam, że jeśli jego członkowie nie mają lepszych źródeł dochodów, to będą rozglądać się za czymś innym, bo Ugly Kid Joe fortuny im nie przyniesie.