Co wynikło z procesu Świata Książki przeciwko Miłoszewskiemu?

Kilka dni temu przeczytałem informację o tym, że znany pisarz Zygmunt Miłoszewski nie musi płacić wydawnictwu Świat Książki odszkodowania w wysokości 344 tysięcy złotych. W pierwszej chwili, nie znając szczegółów sprawy, zareagowałem na tę informację myśląc, że Dawid wygrał z Goliatem. Patrząc na ilość lajków pod postami dotyczącymi werdyktu Sądu Apelacyjnego w Krakowie, w szczególności zaś na treść wstawianych pod nimi komentarzy, widzę, że większość internautów zareagowała tak, jak ja w pierwszym odruchu, czyli w sposób pełen sympatii dla Pisarza, którego, przyznam szczerze, żadnej książki dotąd nie przeczytałem. Jednak po kilku dniach naszła mnie taka refleksja, że przecież sprawy sądowe miewają swoje drugie dno. Może warto zatem przyjrzeć się kilku faktom znanym nie bezpośrednio z akt sądowych, ale z informacji prasowych, przyjmując rzecz jasna, że są one prawdziwe.

Fakt nr 1. Zygmunta Miłoszewskiego wiązała ze Światem Książki umowa.

Z umowy wynikało, że Pisarz ma napisać dla wydawnictwa książkę. Zygmunt Miłoszewski wydał jednak książkę w innym wydawnictwie, co najwyraźniej spowodowało, że Świat Książki poczuł się, kolokwialnie, ale delikatnie, rzecz ujmując, wykiwany. Myślę zresztą, że odczucia wydawnictwa były całkiem normalne. Dlaczego? Bo, szukając analogii w świecie muzyki, znajduję tylko jeden, choć może nie jest on odosobniony, przypadek wydawania w tym samym okresie płyt tego samego wykonawcy przez kilka wytwórni płytowych. Tyle, że Beck, bo o jego casusie mowa, zagwarantował sobie taką możliwość w kontrakcie. Podejrzewam, że gdyby klauzula tego rodzaju znajdowała się w umowie Zygmunta Miłoszewskiego ze Światem Książki, sprawa nie znalazłaby swego finału w sądzie.

Fakt 2. Świat Książki zmienił właściciela.

Informacji tej nie weryfikowałem dogłębnie, sądzę jednak, że jest prawdziwa. Po zakończeniu sprawy sądowej, Zygmunt Miłoszewski na swoim profilu w portalu społecznościowym napisał między innymi: „Sprawa była cynicznie obliczona na zastraszenie autorów, żeby nie odchodzili ze zmieniającego wówczas właściciela Świata Książki”. Dalej następują bardzo ogólnikowe stwierdzenia, a to, że wydawnictwom wydaje się, że kupują autora, a nie książkę, że wystarczy biedaka postraszyć karami, czy procesem, i ten zrobi, cytuję, „co pan chce”.

A ja się zastanawiam, ile, z prawie 2 tys. osób, które kliknęły „lubię to”, pomyślało o tym, że strony zawarły umowę. Studenta I roku uczy się, że podstawowa zasada prawa cywilnego zawiera się w łacińskiej paremii pacta sunt servanda (umów należy dotrzymywać). Zygmunt Miłoszewski związał się umową z wydawnictwem, które posiada osobowość prawną, a tego rodzaju podmioty mają to do siebie, że czasem dochodzi w nich do zmiany właściciela, co nie wpływa jednak w żaden sposób na treść zawartych umów. Uważam więc, że słowa, iż wydawnictwo pozwało Autora o odszkodowanie, aby zastraszyć jego i innych pisarzy, należy traktować jako nadużycie, przynajmniej do czasu, gdy Pisarz przedstawi jakieś sensowne ich rozwinięcie. Nie twierdzę, że nie zdarza się w praktyce, aby podmiot ekonomicznie i organizacyjnie silniejszy wywierał na słabszych uczestników obrotu presję, stosując środki dopuszczalne prawem, ale we wpisie Pisarza zabrakło mi choćby jednego zdania na temat tego, co stało się z książką, do której napisania zobowiązał się w umowie ze Światem Książki, bo tego, że był do jej napisania zobligowany on sam zdaje się nie kwestionować. Przecież nawet, jeśli sąd uznał umowę za nieważną, to stało się to po ponad dwóch latach od złożenia pod nią podpisów.

Fakt 3. Sprawę sądową wygrali prawnicy Pisarza.

Z materialnoprawnego i procesowego punktu widzenia, sprawę sądową wygrał Zygmunt Miłoszewski, to wiemy. W cywilnym procesie sądowym szanse wygranej każdej strony wynoszą 50 %. W sprawach dotyczących umów istotnego znaczenia nabierają poszczególne ich zapisy. Jak wynika z artykułów prasowych, w umowie Świata Książki z Zygmuntem Miłoszewskim zabrakło, nazwijmy to, specyfikacji przedmiotu umowy. Wydawnictwo nie zadbało o to, aby zapisać w umowie o czym będzie książka. Nie zadbało zatem prawidłowo o swoje interesy, choć, posiadając potencjał organizacyjny i ekonomiczny, mogło to bez problemu uczynić doprecyzowując postanowienia umowy. Jeśli sąd przyjął, że kontrakt Świata Książki z Zygmuntem Miłoszewskim jest nieważny, to oczywiście Pisarz nie musi go już realizować. Tak naprawdę jednak, sprawę ze Światem Książki wygrali prawnicy, którzy skutecznie podnieśli w procesie, w imieniu Zygmunta Miłoszewskiego, odpowiednie zarzuty. Sam pozwany natomiast, na pytanie o zgodność jego zachowania z intencjami, jakie przyświecały obu stronom przy podpisywaniu umowy, odpowiadać będzie wyłącznie patrząc w lustro.

Tytułem podsumowania.

Doświadczenie uczy, że, z reguły, w momencie zawarcia umowy, obie strony są zadowolone z jej brzmienia i uważają ją za korzystną. Początkujący pisarz cieszy się, że znalazło się wydawnictwo, które chce go wydać, wydawnictwo cieszy się, że dostanie niemal za darmo produkt, który, być może, uda się sprzedać za duże pieniądze. Początkujący pisarz na pytanie prawnika, czy zdaje sobie sprawę z tego, że umowa jest jednostronna odpowie, że oczywiście wie o tym, ale przecież pisarzem nie jest się dla pieniędzy, bo na tym nie da się zarobić. Sytuacja zmienia się w momencie, gdy książki początkującego pisarza zaczynają się dobrze sprzedawać, bo nagle okazuje się, że podpisany cyrograf jest dla autora nieopłacalny. Umowa może również okazać się niekorzystna dla wydawnictwa, które często nie precyzuje jej postanowień po to, by mogło się w przyszłości bez problemu nie wywiązać ze swych zobowiązań pod byle pretekstem.

Wracając do sporu Świata Książki i Zygmunta Miłoszewskiego myślę, że każdy autor i wydawca powinien wyciągnąć z niego ten sam wniosek: strony umowy powinny grać fair, tak na etapie zawierania, jak i wykonania umowy. Dziś zwycięzcą w sprawie wydaje się Pisarz, bo na reputacji Świata Książki odbiła się ona raczej niekorzystnie. Ale klienci o procesie za moment zapomną, bo zakup książki determinuje osoba autora, a nie wydawcy. Zygmunt Miłoszewski może być natomiast pewien, że, podpisując w przyszłości umowę z jakimkolwiek innym edytorem, dostanie do akceptacji starannie przemyślany tekst, skutecznie zabezpieczający kontrahenta przed wydaniem zamówionego tekstu w innym wydawnictwie.