Duff McKagan „Believe In Me” / Izzy Stradlin and The Ju Ju Hounds „Izzy Stradlin and The Ju Ju Hounds”

Kilka dni po koncercie Guns N’Roses w Gdańsku, na który nawet przez moment nie zamierzałem się wybrać, w jednym z lokali gastronomicznych w moim rodzinnym mieście zostałem zagadnięty przez fana formacji, który podekscytowany opowiadał o tym, jak wiele straciłem nie jadąc do Trójmiasta. Nie wdawałem się w dyskusję, bo co miałem powiedzieć, że nie bawi mnie jazda na stadionowy koncert GN’R na drugi koniec kraju? Zresztą, moje nastawienie do występu reaktywowanych Gunsów było takie, że ja po prostu nie chciałem ich zobaczyć. Nie twierdzę, że koncert był słaby, bo tego, rzecz jasna, nie jestem w stanie stwierdzić, ale w składzie zespołu zabrakło mi Izzy’ego Stradlina i, przynajmniej, Matta Soruma. Rozmowa ze wspomnianym fanem uświadomiła mi natomiast, że w czasie, gdy cały rockowy świat z niecierpliwością wyczekiwał premiery „Use Your Illusion”, on miał zaledwie 9 lat. To dlatego, gdy zapytałem go, czy słyszał kiedyś solową płytę Duffa McKagana albo Izzy’ego Stradlina, zareagował zdziwieniem. Czas letniej posuchy w premierach płytowych jest świetnym momentem, by odkurzyć debiutanckie płyty dwóch, stojących nieco w cieniu, muzyków oryginalnego składu Guns N’Roses.

Chronologicznie pierwszeństwo przyznać trzeba płycie „Izzy Stradlin and The Ju Ju Hounds”, wydanej w drugiej połowie 1992 roku, już po odejściu Izzy’ego Stradlina z Guns N’Roses. Izzy postanowił występować pod własnym nazwiskiem, ale pierwotną ideą było sformowanie nowego zespołu, do którego pozyskał Ricka Richardsa znanego z The Georgia Satellites, Charliego „Chalo” Quintana i Jimmy’ego Ashhursta. Tym samym Izzy odciął się całkowicie od kolegów z dawnego zespołu, nie zapraszając żadnego z nich do udziału w nagraniu płyty. Pierwsze zetknięcie z muzyką powoduje wrażenie, że także od brzmienia i stylu wcześniejszej grupy Izzy odszedł najdalej, jak to tylko było możliwe. Tyle, że jeśli popatrzymy na numery z repertuaru Guns N’Roses, których wyłącznym autorem był gitarzysta, okaże się, że stanowiły one emanację stylu rozwiniętego później właśnie na debiutanckiej płycie solowej. Z całą pewnością bowiem „You Ain’t the First”, „Double Talkin’ Jive” i „Pretty Tied Up” stanowiłyby jej ozdobę.

izzy stradlin juju

Otwierający „Izzy Strdalin and The Ju Ju Hounds” utwór „Somebody Knockin'” nie pozostawia wątpliwości, w Guns N’Roses to Izzy był Keithem Richardsem. Cały album przesiąknięty jest duchem The Rolling Stones. To niezwykle wyluzowana, bluesrockowa, płyta. Do osiągnięcia tego efektu niepotrzebny był nawet gościnny udział w „Take A Look At The Guy” Ronniego Wooda. Luz i blues nie oznaczają w żadnym wypadku, że Izzy Stradlin popada w smęcenie. Atakująca perkusja, przejazd kostką po gryfie i wściekły wrzask Izzy’ego mogą początkowo zmylić nawet kogoś, kto zna oryginalne wykonanie „Presure Drop”, ale stylowa, bujająca, końcówka nie pozostawia wątpliwości, że to reggaeowy klasyk pochodzących z Jamajki The Maytals. Mocno rockowo, niemal punkowo, robi się też w „Bucket O’Trouble”, choć efekt zmiękczają klawisze i melodyjny refren. Nie dziwi to wcale, przecież to Stradlin przyczynił się do powstania „You Could Be Mine”, jednego z najmocniejszych fragmentów „Use Your Illusion”. „Shuffle It All” wyjaśnia z kolei, skąd wziął się pomysł pozyskania Stradlina przez braci Robinson do The Black Crowes. Utwór spokojnie można by wpleść gdzieś w środek „Shake Your Money Maker”. Debiutancki album Stradlina po wsze czasy zapamiętałem jednak z innego, pozamuzycznego, powodu. Gdy pierwszy raz słuchałem z Walkmana „Train Tracks”, utworu otwierającego drugą stronę kasety, szedłem, wbrew wszelkim regułom i zdrowemu rozsądkowi, torami kolejowymi, przeskakując po podkładach. Narastający w słuchawkach odgłos nadjeżdżającego pociągu naprawdę może spowodować zawał.

W nieco innej sytuacji w chwili premiery swojego debiutanckiego albumu był Duff McKagan, przecież formalnie do 1997 roku pozostawał członkiem Guns N’Roses. Po zakończeniu trasy koncertowej promującej „Use Your Illusion” wycieńczony był nałogiem narkotykowym i chyba tylko siłą rozpędu wszedł do studia, by zarejestrować materiał na solową płytę. Jej tytuł, „Believe In Me”, był odzwierciedleniem stanu, a jakim znajdował się basista Guns N’Roses, bo czy najbardziej doświadczony muzyk oryginalnego składu GN’R mógł nie wierzyć w swoje możliwości? Sposób, w jaki Duff wykrzykuje ów tytuł w pierwszym utworze z płyty nie pozwala podejrzewać wokalisty o kokieterię. Otwarcie albumu jest naprawdę mocne, bo „Believe In Me” to jeden z najlepszych momentów na krążku.

Duff McKagan zagrał na swojej pierwszej płycie na niemal wszystkich instrumentach, ale, inaczej niż Izzy Stradlin, otoczył się w studiu całą plejadą gwiazd. Już wtedy znamienny wydawał się brak Axla Rose’a, podczas, gdy pozostali członkowie Guns N’Roses na „Believe In Me” pojawili się w komplecie. Skład muzyków uczestniczących w rejestracji płyty prawdopodobnie przesądził o jej stylistycznym pokrewieństwie z muzyką macierzystej formacji McKagana. Każdy utwór z „Believe In Me” mógłby znaleźć się na kolejnym albumie Guns N’Roses. Każdy pokazuje też, że w muzykach Guns N’Roses tkwił jeszcze potencjał, który chwilę później został na wiele lat zaprzepaszczony.

„Believe In Me” nie tylko pod względem utworów upodabnia się do Guns N’Roses, również brzmienie albumu jest niemal identyczne, nawet jeśli porównamy je tylko ze „Spaghetti Incident?”, płytą Guns N’Roses, która ukazała się niecałe dwa miesiące później. Wszystko to za sprawą producenta, bo w obu przypadkach za konsoletą siedział, między innymi, Jim Mitchel. Dlatego „I Love You” i „Men In The Meadow” to klasyczny hard rock, z gitarowymi solówkami i natychmiast rozpoznawalnymi riffami. W drugim z utworów wspomógł Duffa West Arkeen znany także ze współpracy, jakże by inaczej, z Guns N’Roses. W „(F@*ked Up) Beyond Belief” w końcu pojawia się ktoś z poza zespołu – Jeff Beck. Od razu jest inaczej. W „Could It Be You”, półakustycznej balladzie z mocniejszym uderzeniem w refrenie, na pierwszy plan, za sprawą Dizzy’ego Reeda, wysuwają się partie klawiszy. Pojawiają się także tkliwe smyczki, ale całość na szczęście nie ulega zbytniemu przesłodzeniu.

Punkrockowe korzenie McKagana dały znać o sobie w „Punk Rock Song”, choć bardziej przekonująco basista wypadał w tej estetyce w wykonywanym na koncertach GN’R „Attitiude” z repertuaru The Misfits (utwór wszedł później do repertuaru „The Spaghetti Incident?”). „The Majority” zdominował swoją osobowością Lenny Kravitz, z głosem i gitarą rozpoznawalnymi po pierwszej nutce. Obecność Kravitza także nie mogła nikogo dziwić, bo wokalista od dawna pozostawał w przyjacielskich stosunkach, najpierw ze Slashem, a później z całym Guns N’Roses. „10 Years” to kolejna gunsowa ballada, za to bardziej zadziornie robi się w „Trouble”, tym razem za sprawą Sebastian Bacha i wycinającego gitarowe solo Dave’a „Snake’a” Sabo, muzyków Skid Row. Najciekawszym, obok tytułowego wymiatacza, utworem okazuje się, znowu z udziałem gitarzysty Skid Row, kończący płytę „Lonely Tonite” – fantastyczny blues okraszony brzmieniem dęciaków.

Patrząc na obie płyty z perspektywy czasu ich ocena musi uwzględniać znaną dziś powszechnie historię. Izzy Stradlin wraz z The Ju Ju Hounds rozpoczynał karierę solową, której założeniem była izolacja od toksycznego związku z Guns N’Roses. Debiutancka płyta była niezwykle świeża, choć oczywiście patrząc od strony komercyjnej, trudno było się spodziewać by zbliżyła się choć na kilka metrów do sukcesu sprzedażowego GN’R. Inaczej było z debiutem McKagana. Duff nie potrafił zaproponować czegoś odmiennego od tego, co grał z zespołem. Prosił słuchacza, by w niego uwierzył, ale posiłkując się dotychczasowymi współpracownikami nagrał najbardziej zachowawczą płytę, jaką można sobie wyobrazić. Trudno się więc dziwić, że w okresie premiery album nie zbierał pozytywnych recenzji. Po latach na „Belive In Me” można spojrzeć nieco bardziej łaskawie, szczególnie, jeśli ktoś tej płyty dotąd nie słyszał. Po rozpadzie GN’R, solowym albumie Axla pod starym szyldem i perypetiach pozostałych muzyków zespołu, dziś uderzające podobieństwo „Believe In Me” do „Use Your Illusion” staje się atutem. Tym bardziej, że to naprawdę solidna hardrockowa płyta.