Mike Watt “Ring Spiel Tour ’95”

Zapalonemu wędkarzowi trudno byłoby zrozumieć, co fajnego jest w chodzeniu po sklepie muzycznym i jak wielką frajdę sprawia wypatrzenie na półce ciekawego tytułu. Szybko natomiast zrozumieją to kobiety (pod warunkiem, że nie są zapalonymi wędkarzami), bo wystarczy, gdy powiem, że w takiej chwili czuję to samo, co przedstawicielka płci pięknej, która właśnie zobaczyła na wystawie obuwniczego szpilki, bez których nie może żyć. Zazdroszczę kobietom, bo przemysł obuwniczy ma się całkiem dobrze. Gorzej ze sklepami płytowymi, bo została ich zaledwie garstka. Czasem, z uwagi na brak innego wyjścia, sklepem muzycznym określać trzeba wydzieloną powierzchnię w elektromarkecie. Smutne, ale ręką wodospadu nie zatrzymasz.

W ostatnim czasie spotkała mnie ogromna niespodzianka. Przechadzając się bez celu w jednym ze wspomnianych marketów, nagle w oczy rzuciła mi się czerwona okładka z nazwiskiem Mike’a Watta. Sam fakt nie wprawił jeszcze moich kolan w drżenie, ale, gdy na okładce zobaczyłem napis „tour ’95”, zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie był to rok, w którym ukazała się płyta „Ball-Hog or Tugboat”, a jeśli tak, to czy przypadkiem nie jest to zapis koncertu w ramach trasy, na której Watta wspomagał zespół złożony między innymi z Dave’a Grohla i Eddie’ego Veddera? W tym momencie drżenie już się pojawiło. Tylna część okładki nie zawierała żadnych informacji, toteż udałem się do stanowiska odsłuchowego, gdzie, po rozpakowaniu płyty przez człowieka z obsługi, nie nałożyłem nawet słuchawek. Zdjęcia wewnątrz rozkładanej koperty nie pozostawiały najmniejszych wątpliwości, więc od razu udałem się do kasy.

Muzyka wypełniająca “Ring Spiel Tour ’95” to materiał archiwalny, dobrze zatem cofnąć się w czasie, by naświetlić kontekst historyczny albumu. Koncert został zarejestrowany 6 maja 1995 roku w chicagowskim klubie Metro. Od roku nie było już na świecie Kurta Cobaina. Jesienią poprzedniego roku Pearl Jam rozbili bank wydając „Vitalogy”, a na przełomie stycznia i lutego nagrali płytę „Mirror Ball” jako zespół towarzyszący Neilowi Youngowi. Dwa miesiące wcześniej światło dzienne ujrzał jedyny, jak się później okazało, album Mad Season „Above”. Grunge dogorywał, ale na fali jego popularności na scenę postanowił wrócić Mike Watt, legenda amerykańskiej sceny hardcore-punk, znany z zespołów fIREHOSE i Minutemen. Pod koniec lutego 1995 roku wydał pierwszy solowy album zatytułowany „Ball-Hog or Tugboat”. W jego nagraniu wzięła udział niezliczona liczba gości. Ich wymienianie mija się z celem, bo wszyscy zajęliby zbyt wiele miejsca, a dokonując wyboru zawsze byłbym posądzany o stronniczość. Dla bieżących potrzeb wystarczające jest odnotowanie obecności w studiu Eddiego Veddera z Pearl Jam, byłego perkusisty Nirvany – Dave’a Grohla i Pata Smeara, byłego gitarzysty The Germs i, w ostatnim okresie istnienia zespołu, drugiego gitarzysty Nirvany.

Wracając do trasy koncertowej Mike’a Watta, w roli supportu wspierały go Hovercraft i raczkujący wówczas Foo Fighters. Dla Veddera Hovercraft był pobocznym, eksperymentalnym projektem żony, Beth Liebling. Dave Grohl natomiast rozpoczynał drogę na szczyt z nowym zespołem, w którym był głównodowodzącym (pierwszy album, nie licząc gościnnego udziału Grega Duli w „X-Static”, nagrał w całości sam). Trasa z Watt’em była więc dla niego okazją do wystartowania od zera. Grohl nie chciał opierać promocji swej dalszej działalności na związkach z Nirvaną. Z perspektywy ponad dwudziestu lat trzeba powiedzieć, że w pełni udało mu się to zamierzenie zrealizować.

Mike Watt jest basistą, nie jest zatem dziwne, że jego instrument na “Ring Spiel Tour ’95” jest na pierwszym planie. Skład towarzyszącego mu zespołu opierał się na członkach Foo Fighters i wokaliście Pearl Jam. Muzycy zamieniali się miejscami w poszczególnych utworach. Gdy Dave Grohl sięgał po gitarę, jego miejsce za zestawem perkusyjnym zajmował bębniący wówczas w Foo Fighters William Goldsmith. Sporadycznie na scenie pojawiał się także Pat Smear. W „Big Train” zagrał slide’em na gitarze, za to, w „Forever… One Reporter’s Opinion” i „Secret Garden” z repertuaru Madonny, przejął obowiązki głównego wokalisty.

Większość utworów wykonywanych na koncertach w ramach trasy pochodziła oczywiście z promowanej płyty Watta „Ball-Hog or Tugboat”, ale obok wspomnianego coveru Madonny, Watt sięgnął także po „Political Song For Michael Jackson To Sing” z repertuaru Minutemen oraz po „Makin’ The Freeway” i „Powerful Hankerin'” fIREHOSE. Tyle, że dla fana rocka, który w pierwszej połowie lat 90. przechodził fazę maniakalnego uwielbienia swoich idoli, największą wartość przedstawiają dwa utwory z wokalnym udziałem Eddiego Veddera. „Against The ’70s” pochodzi z płyty Watta, ale większą ciekawostką jest „Habbit”, który zagrany przez trio Watt-Grohl-Vedder zabrzmiał jeszcze bardziej surowo, niż na wydanym półtora roku później „No Code” Pearl Jam. Eddie Vedder na początku koncertowania z Wattem starał się zachować na scenie anonimowość. Wraz z upływem trasy jego obecność na scenie przestała być tajemnicą, co spowodowało wypełnianie sal koncertowych przez widzów zwabionych nazwiskiem wokalisty. Negatywnie reagowała na to część najbardziej oddanej Wattowi publiczności, wyrażając swe niezadowolenie rzucaniem w Veddera monetami.

“Ring Spiel Tour ’95” to przykład działalności znanych muzyków, o której w erze przedinternetowej niewielu fanów w Polsce miało okazję się dowiedzieć. Dziś, dzięki muzyce w słuchawkach, można przenieść się pod scenę chicagowskiego klubu, by przekonać się, jak w kameralnych warunkach i pod czyimś przywództwem radzili sobie Eddie Vedder i Dave Grohl. Dobrze, że ukazała się ta płyta, choć z pewnością wytwórnia zdaje sobie sprawę z tego, że sukcesu komercyjnego tej mało przystępnej muzyce nie zagwarantują nawet nazwiska Dave’a Grohla i Eddiego Veddera. Jedyny zarzut, jaki można sformułować pod adresem koncertówki jest taki, że nie ukazała się dwadzieścia lat temu.

Zastanawiam się, jak to możliwe, że płyta Mike’a Watta trafiła na półkę elektromarketu. Dwa wyjaśnienia przychodzą mi do głowy. Pierwsze, że zestaw kupowanych przez sklep tytułów stanowi pewien pakiet, który zgodnie z umową musi trafić do dystrybucji, drugie, fajniejsze, że zamówił ją sobie do posłuchania wytatuowany kierownik działu muzycznego. Mam nadzieję, że zdążył posłuchać.