BOOTLEG TOP 20 / MARZEC 2021
W marcu wiało nudą jeśli chodzi o nowości. Spektakularną klapę zaliczyła rodzinna firma pod nazwą Kings Of Leon. Gorzej może wypaść już tylko Greta Van Fleet. Chłopaki z KOL zapragnęli tym razem stać się kolejnym Coldplay. Niestety, nie udało się. Nawet jeśli przy kończącym „When You See Yourself” utworze „Fairytale” można się rozmarzyć, to jest to zdecydowanie za mało.
Dla porządku wspomnę raz jeszcze o koncertowej płycie Ultravox! „Live at The Rainbow 1977”. Zaskakująco dobra, zaskakująco energetyczna, zaskakująco świeża, mimo upływu terminu przydatności do spożycia.
Pod koniec stycznia ubiegłego roku, gdy po pierwszych doniesieniach o koronawirusie wszyscy jeszcze mówili, że nie będzie tak źle, pisałem o debiutanckiej, koncertowej, płycie The Jaded Hearts Club zatytułowanej „Live at The 100 Club”. Wydawnictwo wówczas ukazało się wyłącznie na winylu i dziś można je nabyć tylko z drugiej ręki. Tym, którzy wówczas się zagapili w końcu udostępniono płytę w streamingu. Na ekranie telefonu album ma inną okładkę, odrobinę za małą, by na pierwszy rzut oka rozpoznać wszystkie tworzące supergrupę postaci. A znaleźć tam można Milesa Kane’a, Nica Cestera (Jet), Grahama Coxona (Blur) i Matta Bellamy’ego (Muse). Zespół na nieziemskim luzie, w klubie na kilkaset osób, gra takie numery, jak „Hey Bulldog”, „Helter Skelter”, czy „Gloria”. Miles Kane i Nic Caster, na zmianę przejmując rolę wokalisty, konkurują w kategorii rockowego zdzierania gardła. Nie sposób rozsądzić, który z nich jest w tym lepszy, pozostaje zatem cieszyć się na zmianę. „Live at The 100 Club” jest znakomitym przykładem płyty ukazującej różnicę między pospolitym cover bandem a zespołem wykonującym covery złożonym z artystów, którzy sami mają wiele do zaoferowania. Wyższość tego drugiego słychać w każdym dźwięku, co zdaje się przeczyć staremu powiedzeniu komentatorów piłkarskich, że nazwiska nie grają.
Nie tylko „Live at The 100 Club” wpisuje się w cykl moich ostatnich tekstów na temat coverów. W marcu posłuchałem też „The Hit List”, złożonego z cudzych kompozycji albumu Joan Jett. Królowa jest tylko jedna i jest nią właśnie Joan. Na wydanym w 1990 roku albumie piosenkarka sięgnęła po bardziej i mniej znane utwory z cudzego repertuaru. Na każdym z nich odcisnęła własne piętno. Jak to zwykle bywa w przypadku tego rodzaju wydawnictw, niektóre utwory zyskały w nowym wykonaniu, inne nie. Na szczególną uwagę zasługują przynajmniej trzy. „Pretty Vacant” Sex Pistols odarty został z brudu oryginału. Joan Jett nie śpiewa mniej zaczepnie, ale pierwotną agresję Johnny’ego Rottena zastąpiła dziewczęca drapieżność, co dodało numerowi niezwykłego uroku. Kolejną perełką jest „Time Has Come Today”. Z psycho-soulowego, jedenastominutowego, utworu pochodzącego z wydanego w 1968 roku albumu The Chambers Brothers, Joan wydobyła niezwykle nośną melodię, tworząc popowe arcydzieło. A jest jeszcze „Up from the Skies”. Chwilę zajęło mi, zanim rozpoznałem w nim numer Hendrixa. Wokalistka z dziwacznego fusion zrobiła piękny radiowy numer z rockowym pazurem. To moje ulubione kawałki z płyty, a są jeszcze numery AC/DC, The Kinks, ZZ Top, Creedence Clearwater Revival i The Doors. I jeśli tylko mógłbym Królowej Rocka coś podpowiedzieć, to powinna odpuścić sobie pościelówy w rodzaju „Love Hurts” Nazareth. Szkoda czasu.
Ostatni album Bruce’a Springsteena powoli już znika z mojego odtwarzacza, ale sam artysta na razie mi się nie nudzi. Wróciłem do płyty z 1992 roku zatytułowanej „Human Touch”. Wczoraj minęło dokładnie 29 lat od dnia, w którym album miał swoją premierę, a, jakby tego było mało, w tym samym dniu ukazał się jeszcze jeden krążek z premierowym materiałem Bossa, zatytułowany „Lucky Town”. Jest więc czego słuchać, tym bardziej, że we wrześniu następnego roku wyszła płyta koncertowa nagrana dla MTV w Warner Hollywood Studios w Los Angeles 22 września 1992 roku. „Human Touch” i „Lucky Town” w repertuarze „In Concert/MTV Plugged” reprezentuje łącznie aż 8 z 13. utworów.
I to chyba tyle w podsumowaniu miesiąca, czas na pełne zestawienie Top 20 i playlistę.
1. Crowded House „Woodface”
2. Joan Jett and The Blackhearts „The Hit List”
3. Bruce Springsteen „Human Touch”
4. The Cult „Sonic Temple”
5. Ultravox! „Live at The Rainbow 1977” (2021)
6. Simple Minds „Sparkle In The Rain”
7. Billy Idol „Billy Idol”
8. The Jaded Hearts Club „Live at 100 Club”
9. AC/DC „Power Up”
10. Arctic Monkeys „Live at The Royal Albert Hall”
11. XTC „Drums And Wires”
12. The Jaded Hearts Club „You’ve Always Been Here”
13. The Dandy Warhols „Warhol Wednesday: Endless Live Album”
14. Noir Desir „Elysee Montmartre 1991”
15. Chris Rea „Auberge”
16. Kings Of Leon „When You See Yourself” (2021)
17. Bruce Springsteen „Letter To You”
18. Electric Light Orchestra „Secret Messages”
19. Midge Ure „Fragile”
20. Visage „Visage”
= =
28. Smith & Burrows „Only Smith & Burrows Is Good Enough” (2021)
29. Foo Fighters „Medicine At Midnight” (2021)
Super zestawienie! Jest Boss i jest impreza! Human Touch to świetny album, dzięki za przypomnienie ? Owocnego słuchania w kwietniu, oby wpadło więcej nowości i pozytywnych zaskoczeń ?
Dzięki. Coś tylko tych nowości nic nie zapowiada… W sumie to na nie już nie czekam. Wystarczą mi reedycje z dodatkowym materiałem 🙂